poniedziałek, 5 października 2009

Porażki - te duże i te mniejsze

Jesień już. Szaro i smutno. Pusto i bezsensownie. Człowiek w takich chwilach ma ochotę albo uciec i iść przed siebie, nigdy już nie zerkając do tyłu albo... Nie wiem co. W moim życiu też niewesoło ostatnio, refleksje i smutne wnioski, końce i początki. Zmiany i nagłe olśnienie swoją własną głupotą. Może zdobędę się na odwagę i napiszę potem parę zdań życiowych refleksji i podsumowań. Nauczyłem się kilku rzeczy ostatnio – wszystkich złych i smutnych. A o sobie samym, wręcz przerażających. I choć bolą, nie mogę ich nigdy zapomnieć, bo są ważną nauczką...
Co w takiej chwili można zrobić?
Nic.
Albo można pójść na K6 na mecz. Tyle że statek o nazwie Polonia Warszawa tonie od pewnego czasu, więc atmosfera pogrzebowa. Nigdy nie było dobrze, zawsze czekało tam na nas rozczarowanie i porcja większych lub mniejszych nerwów. Wczoraj nie było inaczej. Ale to chyba najgorszy mecz jaki widziałem w życiu. Na boisku skórokopy słabsi od słabego Piasta Gliwice, na trybunach marazm, podziały i doping, którego miało nie być i chyba... lepiej żeby go nie było wcale niż żeby był taki jaki był. Porażka i dramat. Rozglądam się po Kamiennej. Coraz nas mniej. Ale ciągle te same znajome twarze. Każdy z nas jakby z porażką wyrysyowaną na trwale. I myślę, że mimo wszystko, przecież i ja pasuję tu idealnie. Witamy w świecie wiecznego roczarowania i błędów.
A przecież kiedyś bywało lepiej. Kiedyś było jakieś światełko w tunelu. Poniższy film pokazuje, że drzemie w nas jeszcze jakaś moc. Może uda się ją obudzić, może jeszcze nie jest stracone?

A może już było dobrze i teraz już zawsze będzie źle? Tak u mnie, jak i w Polonii?