Dawno nie pisaliśmy, co nie oznacza, że nie ma o czym. Podczas gdy cała Polska żyje Euro 2012, nasz kochany rząd w pocie czoła pracuje nad kształtem naszej przyszłości. Już to powinno wzbudzać w nas niepokój. Polityk to gatunek świni z natury swej leniwy i tępy, ale kiedy trzeba pewne rzeczy potrafi załatwiać szybko. Fakt, że reprezentanci narodu zasuwają jak mróweczki pod ukryciem zasłony dymnej w postaci Igrzysk, świadczyć może tylko o tym, że zależy im wyjątkowo na czasie oraz braku rozgłosu.
Tu i tam dochodzą słuchy o wprowadzeniu nowego podatku. Tym razem – katastralnej daniny od nieruchomości, liczonej ad valorem, czyli od jej wartości. Więc o ile w przypadku akcyz i innych VAT-ów płacimy podatek przy zakupie, tutaj płacimy za sam fakt bycia właścicielem ziemi czy też mieszkania. Właścicielem? Dobre sobie. W tym modelu prawa majątkowe przechodzą w praktyce na państwo, które łaskawie pozwala nam korzystać z wybudowanego za własną krwawicę domu czy kupionego na kredyt mieszkania. Oczywiście nie za darmo. To z kolei oznacza, że płatności tej nie za bardzo można ominąć, bo jest cykliczna i niezwiązana zupełnie z naszym stylem życia. Jak się komuś nie podoba akcyza, czyli podatek od zbytku, luksusu, szkodliwości, to rezygnuje ze spożywania produktów na które jest on nałożony i teoretycznie, sprawa jest załatwiona. Z katastrem tak łatwo już nie będzie, bo jedyna możliwość żeby go ominąć to przeprowadzić się pod most i modlić się, żeby wesoła ekipa Ryżego Złodzieja nie wpadła na to, by i tam wypuścić swoje macki.
Oczywiście już podnoszą się głosy oświeconych i wyedukowanych, że przecież taki podatek występuje w wielu krajach na świecie i Polska po prostu przestaje być wyjątkiem od reguły powszechności katastru. Owa „reguła” to m.in. Kanada, Wielka Brytania, Francja czy znana z niskich podatków Szwecja. Przyznać trzeba, że towarzystwo znakomite, ale nasza zabiedzona Polska jakby nie do końca do tego grona pasuje. Mówiąc kolokwialnie – żeby zabierać, trzeba najpierw dać szansę uzbierać.
Kataster jest w rodzimych warunkach tak bzdurny, że aż ciężko uwierzyć, że naprawdę może wejść w życie. W idealnym świecie ma być bardziej sprawiedliwy, bo nakładający większe obciążenia faktyczne na ludzi zamożnych. Tyle tylko, że jego wysokość jest ustalana na podstawie nie faktycznej wyceny nieruchomości, a na podstawie mapy stawek wyznaczonej przez samorządy. Najbardziej atrakcyjne lokalizacje to te położone w centrum (wiadomo, cena za metr najwyższa), tymczasem nasza klasa średnia, wzorem innych krajów, od pewnego czasu przeprowadza się dalej i dalej poza miasto, gdzie z kolei, średnio licząc, ceny za metr są niskie. W śródmieściach, w małych i ciasnych mieszkankach pomieszkuje zaś a to głodująca inteligencja, a to lumpenproletariat, a to emeryci i renciści. I to oni zapewne poniosą najwyższe koszty nowego widzimisię naszej kochanej władzy.
Oczywiście, nasz premier pewien czas temu zapowiedział, że katastru nie będzie. A jak Don Aldo coś powie, to wiadomo, że będzie dokładnie odwrotnie. Zmieniono więc jego nazwę, a całą odpowiedzialność przerzucono na władze samorządowe, które się ponoć domagają nowych danin, ponieważ rząd z kolei zapowiedział obcięcie publicznych dotacji. Ufff. Tak czy owak, jedno jest pewne. Ten podatek, jeżeli ktoś będzie na tyle głupi, by naprawdę zacząć wprowadzać go w życie, spowoduje, że ludzie znowu wyjdą na ulicę. Ale to za mało i obawiam się, że taki rząd, który działa wbrew interesom obywateli może spotkać los o wiele bardziej przykry niż obelgi, palone opony i satyryczne rysunki. I tak sobie myślę, że obecna klasa polityczna żyje w doprawdy złotych czasach. Ilu polskich polityków dostało po mordzie? Ilu z nich trafiło do więzienia? Ilu poczuło strach przed bezlitosnym linczem ze strony motłochu? Ano właśnie. Ale spokojnie, kataster ich do tego zbliża, bo żaden naród, nawet tak otumaniony jak naród polski, nie pozwoli z siebie zrobić „białych śmieci”. My home is my castle, kurwa jego mać!!!
poniedziałek, 25 czerwca 2012
Subskrybuj:
Posty (Atom)