Ten dzień warto zapamiętać – wielmożny Józef opchnął Polonię za paczkę fajek i w ten sposób spadliśmy wszyscy na dno futbolu. Nie ma czasu i potrzebę na bufonadę i czcze gadanie w stylu „a nie pisałem”, ale czuć było od wielu miesięcy, że coś jest na rzeczy. Zapach padliny wisiał w powietrzu i pamiętam, że chodząc na wiosenne mecze zastanawiałem się często czy to aby nie jedna z ostatnich okazji zobaczyć K6 w blasku jupiterów i z anturażem godnym bądź co bądź Ekstraklasy. To już przeszłość i w sumie dobrze, bo taka chwila musiała nadejść. Polonia za czasów JW przypominała toksyczny związek dziewczyny z porządnego domu z wiejskim parobkiem o szerokim geście i żółtymi papierami. Wiadomo,że do niczego dobrego by to nie doprowadziło, ot w drodze nad przepaść można było chociaż pojeść kawioru i zrobić zakupy cudzą kartą kredytową. Trochę nas ten JW zamienił w kurwiszony przez te kilka lat swoich rządów. Licencja, zmiany trenerów, publiczne pośmiewisko... Ale także w sferze mentalnej zaczęliśmy zdradzać zbiorowe objawy szaleństwa. Skandowaliśmy nazwisko tego wariata – ja nie, podobnie jak większość Kamiennej, ale fakt jest taki, że w pewnym okresie żyło nam się z Józkiem całkiem dobrze. Oprawa na stulecie jest dzisiaj nader wymowna – obok prawdziwych legend tego klubu umieściliśmy ostatecznie również betonowego grabarza, który zabawił się w Brutusa naszym kosztem. Kilka lat temu na derbach zawisła szmata „Jak się wkurwimy, to Was też wykupimy” - po co to komu było, ani zabawne ani złośliwe. Chwalenie się cudzym majątkiem, czujecie to kurwa? Jeszcze całkiem niedawno niektórzy z nas cieszyli się gdy podobny los spotkał Odrę Wodzisław. Cóż, zła karma zawsze do nas wraca, powtarzam to od lat i nikt mnie nie słucha. Lekcja pokory widać nam się wszystkim przyda.
Mimo wszystko, myślę, że Polonia może odrodzić się i stać się czymś zupełnie innym od swojego poprzedniego wcielenia. W końcu, powiedzmy sobie szczerze – dla piłki nożnej na nasze stadiony nie da się długo przychodzić. W tym sezonie frekwencja spadnie na łeb na szyję, jeszcze wspomnicie moje słowa. Ekstraklasa dla klimatu prawdziwej piłki oznacza śmierć. A tymczasem, na głębokim zadupiu będzie miała szansę istnieć inna jakość. W końcu możemy stworzyć klub naszych marzeń – z kaszkietami, atmosferą przedwojennego cwaniakowa, piłkarskimi strojami z przedwojnia, spikerem zapodającym komunikaty gwarą stołeczną i obowiązkowym lodziarzem krążącym między rzędami. Cyfrową tablicę zastąpi Pan Staszek, który ręcznie będzie zmieniał wynik na tablicy podmieniając plansze z cyframi. Będziemy cieszyć się z każdego zwycięstwa i chociaż pewnie czasem będzie ciężko, taka Polonia ma szansę zyskać na tym wszystkim więcej niż na kolejnych transferach popierdolonego Józia i jego cyrku.
A na otarcie łez przesympatyczna piosenka szwedzkiego kontynuatora tradycji Abby i Roxette – skocznie, radośnie i z przytupem.
wtorek, 17 lipca 2012
Subskrybuj:
Posty (Atom)