czwartek, 22 września 2011

Do urn matoły!

Zbliżają się kolejne wybory i zaczyna się powoli nagonka na tych, którzy mają demokrację tam gdzie jej miejsce, czyli w dupie. Walka o frekwencję więc trwa w najlepsze, chociaż z góry wiadomo, że po wszystkim pojawią się głosy rozczarowania. Jak to, znowu tak mało obywateli miało ochotę pójść do urn i wybrać lepszą przyszłość? Władza potrzebuje silnej legitymizacji, wie o tym każdy watażka, nawet taki Nursułtan Nazarbajew z Kazachstanu, którego oczy cieszy nie tylko ponad 90% poparcia, ale i niemal 100% frekwencji. A u nas, w ciemnogrodzie to co? Samowolka, anarchia i olewactwo, nie dziwne więc, że tendencja by to zmienić, uciąć łeb antydemokratycznej hydrze jest coraz większa. Ale i tak gówno z tego wyjdzie. Do tej nierównej batalii zaprzągnięto nawet ... niepełnosprawnych, którzy w końcu mogą głosować za pomocą przedstawiciela. Piękna i szczytna idea. Rozumiem, że takiemu prostakowi jak ja miało się zrobić przykro – mogę głosować, a nie robię tego. Inni zaś nie mają jak, a tak bardzo by chcieli. Tłumy niepełnosprawnych tylko o tym marzą! Co tam praca, ulgi podatkowe, windy, ułatwienia umożliwiające przejście przez głupią ulicę. Najważniejsza nie jest przecież godność osobista czy sytuacja materialna, ale prawa wyborcze. Jak wiadomo, prawami wyborczymi można się najeść, ubrać w nie i odłożyć do skarpety. Powinien pojawić się u mnie dysonans. Coś jak refleksja u samobójcy. W końcu codziennie tyle osób walczy o kolejny dzień życia, a jakiś debil zawsze rzuci się pod tory bo zostawiła go dziewczyna. Powinien był pojawić się ten dysonans ale coś się kurwa nie pojawił, bo ze mną jak z dzieckiem. Im bardziej ktoś chce bym założył czapkę, tym lepiej mi na mrozie z gołą głową.

Otwarte pytanie brzmi – czy to moralne czy nie, tak wycierać się niepełnosprawnymi? Czy lepiej wycierać się Smoleńskiem czy może człowiekiem na wózku?

Prawdziwe oblicze władzy pokazują realne działania (i nie mniej realne zaniechania). Ot, chociażby nowela do ustawy o dostępie do informacji publicznej. Tzw. „ochrona ważnego interesu gospodarczego państwa” jako jeden z czynników wydania decyzji odmownej, sprawia, że i tak niezbyt prosta ścieżka może wydłużyć się do drogi przez mękę na końcu której szarego obywatela może czekać zaciśnięta urzędnicza pięść z wyprostowanym środkowym palcem. Bo po co nam wiedza o tym co robi władza? Po poprawce, owa klauzula generalna otwiera przed urzędami nowe możliwości interpretacyjne – zasadniczo, wszystko co robi „władza” ma związek z interesem gospodarczym państwa, więc jedyne co trzeba udowodnić to skalę jego „ważności”, co jest już zadaniem prostym o tyle, że nigdzie nie istnieje dookreślenie co to dokładnie znaczy. Więc w praktyce, znaczy to dokładnie to co stwierdzi urzędnik. I gdzie to nawoływanie do demokracji i wykorzystywania swoich praw jest teraz?

Niestety (niestety dla polityków) ale najbardziej skutecznym mechanizmem dyskusji pomiędzy szarymi masami, a światem polityki jest siła i prędkość. Siła pięści wycelowanej w te zapite mordy z Wiejskiej i prędkość kuli, która opuszcza bębenek zmierzając prosto w trzymane w ryzach przez paski ich opasłe brzuszyska. A ja osobiście mam dla nich dwie piosenki z osobistą dedykacją – chociaż tyle mogę Wam dać, bo mojego głosu, jak zawsze, niestety nie dostaniecie.