Ciężko jest być polonistą. Mówią o nas „konfitury” i wytykają palcami na wszystkich stadionach Polski (a nawet świata, bo w Podgoricy też się nie spodobaliśmy) ale nawet nie wiedzą jak ciężko jest codzienną pracą zdobyć oraz utrzymać renomę Czarnego Pedała. Czasami odnoszę wrażenie, że kibicowanie KSP to już ponad moje starcze siły. Ile nerwów! Ile zmian nastrojów! Jak u kobiety przed okresem, a nawet gorzej. W zeszłym sezonie, mając najlepszy skład w lidze, dzielnie walczyliśmy o utrzymanie. W tym, raz jest lepiej (zwycięstwo nad zieloną ladacznicą ma swoją wymowę), raz gorzej, a (nie)raz tragicznie. Nasi kopacze są w stanie przegrać z każdym. Polonia to idealny rywal „na przełamanie”. Tyle głupich punktów potraciliśmy, że jakby tylko część z nich dodać do sumy, wyszłoby, że powinniśmy ... przodować w lidze ogórków i ogórasow by Orange!
Ostatnie dni to już absolutny rollercoaster. Nie od dzisiaj wieszczę, że pewnego dnia, nasz Pan i Władca, mości Wojciechowski, spakuje zabawki i zostawi na Polonii jedynie zgliszcza oraz wspomnienia. No i ten dzień, według niektórych źródeł, właśnie nastąpił. Coraz głośniejsze są plotki mówiące, iż JWC zabierze się za pompowanie & niszczenie Lechii Gdańsk. W pewnym sensie, zabawne byłoby patrzeć z boku jak ten furiat rozwala inny klub niż nasz, chociaż jak znam polonijne szczęście... Jak je znam, to się okażę, że w Gdańsku, Płońsku albo i Sandomierzu, JW jest w stanie zbudować wspaniały, zmotywowany zespół, dla którego sięgnięcie po koronę mistrza to problem taki jak dla grubasa pierdnięcie, czyli żaden. Nad Konwiktorską numer sześć zdaje się wisieć fatum, które rechocze, śmiejąc się nam w twarz. Tu nigdy nie będzie normalnie. Tak pod względem sportowym, jak i organizacyjnym. Już zawsze będziemy sikać w plastikowych toi-toiach, a jesienią zimny deszcz będzie wywoływał częściowy paraliż kończyn dolnych. Ziemia przeklęta!
Niektórzy już przygotowują się na przyszły sezon i emocje związane z występami w B klasie, tymczasem nadal nic nie wiadomo. Nie wiadomo więc czy Lechię Wojciechowski kupił czy nie. Czy nas zostawi czy nie. A jak na złość, drużyna właśnie zagrała najlepszy mecz od dawna i, cóż za przypadek, rozprawiła się z zespołem z Gdańska na ich pięknej, pustej PGE Arenie. Jesteśmy na trzecim miejscu w tabeli! Po tylu chujowo przejebanych meczach, co zakrwawa na cud.
Nic nie wiadomo, ale muszę przyznać, że kilka dni temu, gdy zmierzałem jesiennym wieczorem na K6, z oddali widząc świecące się jupitery, przeszło mi przez myśl : czy to aby nie ostatnia taka chwila? Wątpliwości nie ma, że w razie upadku, kolejne mecze zagramy na bocznym boisku, o dwunastej we wtorek, zastanawiając się jedynie: przyjadą Ci kibole z rezerw Drukarza Warszawa czy nie przyjadą?
PS. Cappy Cappy Cappy Cappy Cappy Cappy Cappy Cappy Cappy Cappy Cappy Cappy Cappy Cappy Cappy Cappy Cappy - to taki test, nie regulujcie odbiorników