środa, 24 listopada 2010

Najszerszy zasięg rąk nowożytnej Europy

Świebodzin. Miałe miasteczko gdzieś na zachodnich rubieżach naszej Ojczyzny. Nieco ponad dwadzieścia tysięcy mieszkańców, historia sięgająca XIV wieku, mały ryneczek w centrum, ratusz, mikre ruiny zamkowe. Spokojne, senne miejsce, gdzie diabeł mówi dobranoc, a psy szczekają dupami.

Ostatnimi czasy Świebodzin jednak zmienił swój status i stał się nieoficjalnie centrum polskiego ciemnogrodu i zaściankowej tępoty podlanej nienawistnym katolickim sosem. Wszystko za sprawą budowy Pomnika Chrystusa Króla. Trwała kilka lat i właśnie przed kilkunastoma dniami została oficjalnie zakończona.



No i nowoczesne media (będące oczywiście jakby co, ciągle tubami tolerancji i postępu) mają używanie. Że pomnik jest brzydki. Zgadzam się. Jest. Chrystus wygląda na nim bardziej jak dobijający do 35 roku życia Thorgal. Ale może taka była wizja artysty. Wspominają z przekąsem, że pomnik jest wielki. A nawet największy. To też racja. Podobno przebił gabarytami nawet swojego starszego brata z Rio de Janeiro, chociaż kwestia pomiarów jest skomplikowana. Z pewnością ma najszerszy zasięg rąk. Mamy więc najszersze chrystusowe ręce na całym świecie!

No dobra, koniec żartów. Pomnik może się nie podobać i to prywatna sprawa każdego z nas co o nim sądzi. Ale warto wspomnieć jeszcze o jednej rzeczy. Ten pomnik powstał za prywatne pieniądze i jest efektem obywtalskiej, czy jak kto woli, społecznej inicjatywy. Normalnie, takie oddolne pomysły są gorąco wspierane i komentowane z sympatią. Gdyby biskup i mieszkańcy miasta zdecydowali się zbudować największy pomnik Adama Michnika albo chociaż Jacka Kuronia, jestem pewien, że zachwytom nie byłoby końca. Ale Wiking-Chrystus już się nie wpasowuje w europocentryczny i wyważony światopogląd człowieka współczesnego. Tak swoją drogą, w tym samym mieście, również prywatnie, powstała ławeczka Niemena, czyli rzeźba przedstawiająca Pana Czesława. Jakoś nikt się interesuje ile kosztowała.

Bo pomnik kosztował kilka milionów złotych. Niby nikt nie wie dokładnie ile, ale każdy wie ile przedszkól, szkół, żłobków, hospicjów można by za to wybudować. A ile drodzy analitycy można by było wybudować za Wasze pensje? Żaden grosz wydany na tą inwestycję nie pochodził z publicznej kasy. Wszystko ze składek i środków przekazywanych przez darczyńców. Więc zaglądanie do kieszeni jest po trochu nieetyczne i niesmaczne. Mieli mieszkańcy Świebodzina fanaberię wybudować sobie najszerzej rozstawione na świecie ręce Jezusa. I sobie wybudowali. Za własne pieniądze, tak jak Wy za własne pieniądze kupujecie szyneczkę, baleronik i łososia. A przecież można by jeść kaszankę, a różnicę przeznaczyć na przedszkola.

I jeszcze jedno. TVN, wzorem swoich politycznych namazańców, wykazuje się daleko posuniętym tupetem przy pokazywaniu całej tej sprawy. Już nie chodzi mi o brak obiektywizmu czy prostackie złośliwości pod adresem inicjatorów. Ale chociaż wyliczanki co za te kilka milionów złotych mogłoby powstać zamiast Jezusa, to by sobie mogli już doprawdy darować. Może wypada wspomnieć, że za drobne 500 mln zł, które Z PUBLICZNEJ KASY poszły na ITI Arenę dla Legii, można by zbudować naprawdę dużo przedszkól, szkół, żłobków, internatów, szpitali, hospicjów, bibliotek, schronisk młodzieżowych, domów kultury i innej maści obiektów użyteczności publicznej. Czy tylko ja widzę różnicę nie tylko w liczbach, o których mówimy, ale także drobnym fakcie, że publiczne pieniądze zasadniczo różnią się od środków prywatnych?

Wiem, że redaktora Grega krew zaleje, ale naprawdę jedyne co mnie uspokaja to porządne country spiewane przez Hanka III. Nie wiem czy istnieje nurt country chillout, ale ta piosenka działa na mnie lepiej niż herbata z ziółek. Stoned and alone.

piątek, 19 listopada 2010

Cisza wybiórcza is commin'

Za chwilę zacznie się cisza wyborcza przed kolejnymi wyborami. Tym razem chodzi o te samorządowe. Dla mnie to bez różnicy, bo na lokalne nie chodzę tak samo jak na ogólnokrajowe, europejskie i prezydenckie.

Za kilkanaście godzin zapadnie kurtyna milczenia. Nastąpi błogosławiona chwila, gdy wszelkie media będą musiały zająć się na chwilę czymś innym niż polityka, spory i tworzenie nowych podziałów (a potem ich analizowanie). Zanim do tego jednak dojdzie, nie umiem odmówić sobie przyjemności jaką jest refleksją nad spotami Platformy Obywatelskiej.




Można by napisać o nich wiele słów. Są z pewnościa dobrze przemyślane, w ten chytry i śliski sposób znany mi z marketingu politycznego. Może i będą efektywne. Ale trzeba mieć naprawdę dużo bezczelności oraz wiary w tępotę wyborców, by próbować przekonywać, że czarne jest białe, a białe czarne. Partia polityczna, która odcina się od polityki to już populizm ostateczny i dominacja sztuki zarządzania motłochem na podstawie analiz wskazań badań opinii publicznej. Za tą granicą nie ma już chyba nic. PO udało się zejść do poziomu proszku do prania, więc w kolejnych odsłonach batalii przedwyborczych obstawiam ich wejście w formułę znaną nam z reklam past do zębów czy detergentów.

Nie żebym uważał inaczej. Też się zgadzam z tym, że lokalna społeczność to nie jest miejsce na politykę. Ale głoszenie tej tezy przez rządzącą partię przypomina mi wykłady głoszone przez lwa o dobroczynności wegetarianizmu. Tak swoją drogą, to akurat owe odpolitycznienie dołów władzy w Polsce wyszło niekiedy całkiem dobrze, czego przykładem niech będzie wielu prezydentów miast, którzy są (przynajmniej w teorii) niezależni.

Ach, bym był zapomniał. Przecież w inteligenckim, wielkomiejskim (często od niedawna ale to nie szkodzi) towarzystwie jest w dobrym tonie pośmiać się z listu do Narodu w wykonaniu Jarosława Kaczyńskiego. Tak przynajmniej radzą przyjaciele na fejsbuku oraz błękitna armada mediowa spod znaku ITI. No to koniecznie pośmiejmy się i my!

A na koniec sakramentalne PIERDOL WYBORY i jeszcze coś nowego, piękne porównanie znalezione “gdzieś w sieci”:

If politicians are bank robbers, voters are the getaway drivers!!!

środa, 3 listopada 2010

O nie!!!!

No i Sadat mnie uprzedził. I to jak. Nawet nie wiedziałem, że on zna Hanka. Już od dwóch miesięcy zbieram się żeby napisać o tym artyście i ogólnie o muzyce country. Muzyce, która pomagała mi przetrwać trudy robotniczego życia.Kurwa, to ja miałem o tym pisać. Bo kto lepiej czuję tą piosenkę niż ja

kiedy wstaję w sobotę o piątej rano do roboty. Idę przez jeszcze ciemne ulice, chroniąc pod kapturem wspomnienia ciepłego łóżka i ćmię w kącie ust papierosa a w głowie brzmi this are the struggles of the workin' man. Hank III śpiewa o tym co ja czuję i jak ja czuję. Jest głównym przedstawicielem dosyć prężnego nurtu w muzyce country, której duchowymi zwierzchnikami jest jego dziad, Johnny Cash czy David Allen Coe. Najlepiej ten nurt przedstawia ta piosenka



mówi o tym żeby grać taką muzykę jaką ludzie będą czuli, będą czuli że wykonawca czuje to co oni czują. Moze głupio to brzmi i niezbyt składnie, dlatego lepiej posłuchać parę razy powyższą piosenkę, bo ona mówi to tym w ładniejszy sposób.

Przepraszam, trochę pisze nieskładnie ale jestem trochę zbity z pantałyku. Tyle rzeczy na do napisania o tej muzyce, że w końcu nie wiem co pisać. Dlatego niech lepiej opowie o tym muzyka.

Opowie to czy co to jest prawdziwe country





tutaj mały poradnik jakich artystów słuchać





A na koniec jedna z piosenek wszech czasów w jej najlepszych wykonaniu




Ech troche jestem zły, bo tak bardzo chciałbym coś ładnego napisać o tej muzyce, ale chuj z tym. Wszystko przez Sadata :)

Hank III

What kind of music do you usually have here?
Oh, we got both kinds. We got country and western.


Pora chociaż jednym zdaniem wspomnieć o ukochanej muzyce każdego amerykańskiego (i nie tylko) rednecka, białego śmiecia, rebelianta, hillbillies i konfederaty. Long live Dixie!

Jakiś czas temu natknąłem się na niejakiego Hanka Williamsa numer 3 i co tu strzępić pióro, spodobał mi się ten artysta, który łączy w sobie punkową zadziorność z rzewnością typową dla tak country jak i western music (chociaż nie zawsze robi to w tym samym momencie). Wywodzi się on z wielopokoleniowej rodziny, która dla tych gatunku zrobiła mniej więcej tyle co dla rock’n rolla uczynił taki chociażby Elvis Presley połączony z The Beatles. No nieważne. Na muzyce się nie znam. Najlepiej wychodzi mi jej słuchanie. To niech sobie pośpiewa Hank Williams III. A ja zamknę oczy i wyobrażę sobie, że siedzę właśnie na bujanym fotelu na mojej werandzie gdzieś w Luizjanie. Pod ręką mam szklankę whiskey, w ustach fajkę, a na kolanach leży mi strzelba, której nie zawaham się użyć jeżeli ktoś do mnie podejdzie na odległość, którą uznam za zbyt bliską.