środa, 2 lutego 2011

O Żydach co porwali Eichmanna, czyli czytamy książki

Taką jedną książkę właśnie niedawno skończyłem czytać. Nazywa się „Wytropić Eichmanna” i nie uwierzycie, ale jest o słynnej akcji podczas której uprowadzono byłego nazistę z Argentyny.



Książka jest na tyle dobra, że dopiero pod koniec tej słoniowej lektury, zdałem sobie sprawę, że trzymałem w kciuki za powodzenie żydowskiej sprawy. Dwa dni chodziłem struty, że tak łatwo dałem się oszukać.

Ale nie ma czego żałować. To znakomita lektura. A nawet bardzo znakomita. Pełno tu szczegółów i detalów, nazwisk, wydarzeń i odniesień do setek dokumentów. Ale przez to wszystko płynie wartko akcja, która jak mawiali starożytni rosjanie, trzyma jajka w imadle. To zupełnie tak jakby oglądać film dokumentalny i z nerwów obgryzać paznkocie. Zdarza się i owszem. Ale tylko czasami.

Mamy tu kilka warstw, które można poddać pod dyskusję. Po pierwsze, sama akcja uprowadzenia Eichmanna to po dziś dzień, szpiegowski majstersztyk przywoływany przy każdej sposobności. Ale dopiero poznając ją od środka widzimy jak wiele było tam improwizacji, przypadku i zwykłych ludzkich słabości. Agenci Mossadu wcale nie działali perfekcyjnie. Działali w panice, udzielał im się często zupełnie irracjonalny strach. Eichmann został złapany, ale w pamięci trzeba mieć jego słowa „nie da się być ciągle czujnym przez 15 lat”. Bo to raczej on przegrał niż inni wygrali.



Po drugie, mamy tu do czynienia z ciekawym portretem osobowym jednostki. Może to i powierzchowna analiza, ale Adolf Eichmann, ze swoją zwyczajnością, wydaje się być człowiekiem zupełnie nie na miejscu. Myśląc o architekcie Holocaustu spodziewamy się dzikiej bestii, błyskającej kłami i szarpiącej pazurami. Tu spotykamy jednak wychudzonego i zabiedzonego człowieczka o posturze kogoś kto dawno już przegrał swoje życie. W pewnym momencie robi się go zwyczajnie żal. Nasza psychika zdecydowanie ciężko oswaja się z faktem, że zło może mieć także takie pospolite oblicze. Tak naprawdę, do samego końca nie było pewności czy ten człowiek to na pewno TEN właściwy. Kto by się spodziewał, że Eichmann będzie żył w skromnej budzie na obrzeżach Buenos Aires, bez wody, światła, prądu i wszelkich wygód do których, ponoć, tak przywykł podczas wojny.

A po trzecie, tak się po tej lekturze zastanawiam czy aby udział i znaczenie Eichmanna nie zostało mocno przerysowane przez kolejne lata. Wiecie, Kowal zawinił, a cygana powiesili bo był tak jakby, pod ręką. Jego linia obrony była prosta – wykonywał jedynie rozkazy. Mordował Żydów, a na jego zwłokach, symbolicznie, narodził się nowy, fanatyczny i pełen kibuców Izrael. Ten proces to obok wojen z Arabami, jeden z momentów, w których ten kraj się ukonstytuował w formie jaką znamy obecnie.

Ogólnie, polecam wszystkim młodym nazistom i każdemu kogo kręcą klimaty rodem z kultowego filmu „Boys From Brazil”. Odessa żyje i ma się dobrze, a Hitlera widziano ostatnio w Patagonii!!!