Witam, dawno mnie nie było i teraz też zbytnio się nie rozpiszę. Obiecuję, że coś napiszę w najbliższą sobotę.
Teraz krótko bo post Sadata wprowadził mnie w bojowy nastrój. Ale zaraz ochłonąłem bo stwierdziłem, że nie ma co się kopać z koniem jak to się mówi. Po czym jednak zagotowałem się na nowo. Jak takie buce mogą obrażać ludzi, którzy nie głosują. Po prostu głupie chuje i tyle. W sobotę rozpiszę się więcej, dzisiaj tylko napiszę żeby ci wielcy miłośnicy wyborów, skoro są tacy świadomi politycznie sięgnęli sobie po klasyka myśli liberalnej Henryka Constanta. Napisał on, jeżeli nie wiecie, rozprawę " O wolności starożytnych i nowożytnych". Widać, że mądry człowiek w XIX wieku dostrzegał więcej niż ludzie w XXI wieku, którzy podejście do polityki mają takie jak w starożytności.
NIE GŁOSUJCIE, GŁOSUJĄC WYBIERACIE SZATANA!!!
środa, 30 czerwca 2010
wtorek, 29 czerwca 2010
Świat ma sens, czyli aktorzyny dają dupy demokrato-maniakom
Muhadżedini demokracji nie dają za wygraną i przechodzą do słownego obrażania tych, którzy system mają tam gdzie on ich, czyli lekko mówiąc, W DUPIE. Frekwencja pierwszej tury wyniosła niecałe 55% i jakiś powód do chwały to nie jest. Tyle się ostatnio działo, tak bardzo TVN24 agitował na rzecz Bronisława, tak bardzo wszyscy przypominali rodakom, żeby pamiętali, że jesteśmy ponoć podzieleni, a tu minimalne zwycięstwo jedynie i dokładka z nerwów 4 lipca.
Ja na wybory oczywiście nie poszedłem, a jak kogoś interesuje dlaczego, to powiem, że tego dnia byłem na głębokiej pustyni. Tam na szczęście demokracja ze swoją propagandą i urną jeszcze nie dotarła. Podczas następnych wyborów z chęcią manewr z pustynią bym powtórzył.
Fundacja „Świat ma sens” (nigdy o niej nie słyszałem wcześniej i tęsknie do tych czasów) ma, według niej samej, za cel promowanie optymizmu w Polsce. Łolaboga. Co za szczytna idea. Życzę powodzenia, póki co jednak, obecność w wielkim świecie, zaczęli od obrażania innych w niezbyt wyszukany sposób. Oglądam grzecznie rano telewizyjną tubę Bronka i ekipy, a tu nagle wyskakuje mi jakiś celebryta i wyzywa mnie od tchórzy.
Panie Przerwa-Karolaku, to jest mój głos i mam prawo zrobić z nim co chcę. Jak nie mam ochoty wspierać reżimu, to go nie wspieram i gówno do tego takiemu aktorzynie jak Ty. Także na tym polega demokracja. Dla Pana to tchórzostwo. Ale wolę być chyba tchórzem niż sprzedajną kurwą. Wszyscy czekamy na nowy sezon „39 i pół” !!!
Kolejna wielka gwiazda się znalazła. Jak ktoś taki jak ten goguś zachęca do udziału w wyborach, to ja tym bardziej nie zamierzam na nie iść. Popraw synku włoski i na kolejną imprezę pora wyjść, bo się spóźnisz.
Tej to nawet nie znam z widzenia. Ładna to może i jest, ale rozumku to jej Natura poskąpiła. Niestety, wybory to gorzej niż małżeństwo, bo zła żona zasra Ci podwórko, a beznadziejny polityk zasrać może Ci całe życie. „Mniejsze zło” to bardzo zły pomysł na zachęcanie do brania udziału w wyborach, bo nie ma takiego pojęcia. Zło jest złem, a wybór pomiędzy dwoma odcienami tego samego, ja wolę sobie darować.
Buahahaha, “nie pękamy, głosujemy”, no po prostu hit tej parady demokratycznej głupoty. Już nie mam siły tego komentować. Dobór celebryta też odpowiedni, chłopak lubi się napić, lubi porozrabiać, więc do ustroju w którym dwóch cieci spod budki z piwem ma więcej do powiedzenia niż profesor z pięcioma dyplomami, pasuje toto idealnie.
Tego to wyciągnęli chyba z grobu, nigdzie go od dekady nie widziałem. Lowelas jeden próbuje być dowcipny nawet. Mnie to przerasta komentowanie tego bełkotu.
Fundacja się średnio popisała. Jak znam życie, to kampania ta trafi jako zgłoszenie do reklamowych konkursów wszelkiej maści (byle nie do Effie, hehehe) i agencja odpowiedzialna będzie się tym faktem podniecała długo oraz soczyście.
Kolejnym krokiem niech będzie może rozpoczęcie agitacji na rzecz wprowadzenia obowiązku głosowania i karania opornych – po obrażaniu tych, którzy nie uczestniczą w obwoźnym wyborczym cyrku, to chyba nieunikniony nowy etap wprowadzania demokratycznego porządku świata.
Na szczęście mi pozostaje jeszcze pustynia w pewnym pięknym kraju, rządzonym twardą ręką pewnego watażki, którego demokracja, mówiąc wprost, mocno jebie.
A dla wszystkich aktorzyn, którzy wzięli udział w ww. akcji (wiadomo, że za darmo bo walkę z wrogami demokracji należy wspierać jak się da!), mam taką piękną piosenkę, która oddaje to co o nich myślę.
Ja na wybory oczywiście nie poszedłem, a jak kogoś interesuje dlaczego, to powiem, że tego dnia byłem na głębokiej pustyni. Tam na szczęście demokracja ze swoją propagandą i urną jeszcze nie dotarła. Podczas następnych wyborów z chęcią manewr z pustynią bym powtórzył.
Fundacja „Świat ma sens” (nigdy o niej nie słyszałem wcześniej i tęsknie do tych czasów) ma, według niej samej, za cel promowanie optymizmu w Polsce. Łolaboga. Co za szczytna idea. Życzę powodzenia, póki co jednak, obecność w wielkim świecie, zaczęli od obrażania innych w niezbyt wyszukany sposób. Oglądam grzecznie rano telewizyjną tubę Bronka i ekipy, a tu nagle wyskakuje mi jakiś celebryta i wyzywa mnie od tchórzy.
Panie Przerwa-Karolaku, to jest mój głos i mam prawo zrobić z nim co chcę. Jak nie mam ochoty wspierać reżimu, to go nie wspieram i gówno do tego takiemu aktorzynie jak Ty. Także na tym polega demokracja. Dla Pana to tchórzostwo. Ale wolę być chyba tchórzem niż sprzedajną kurwą. Wszyscy czekamy na nowy sezon „39 i pół” !!!
Kolejna wielka gwiazda się znalazła. Jak ktoś taki jak ten goguś zachęca do udziału w wyborach, to ja tym bardziej nie zamierzam na nie iść. Popraw synku włoski i na kolejną imprezę pora wyjść, bo się spóźnisz.
Tej to nawet nie znam z widzenia. Ładna to może i jest, ale rozumku to jej Natura poskąpiła. Niestety, wybory to gorzej niż małżeństwo, bo zła żona zasra Ci podwórko, a beznadziejny polityk zasrać może Ci całe życie. „Mniejsze zło” to bardzo zły pomysł na zachęcanie do brania udziału w wyborach, bo nie ma takiego pojęcia. Zło jest złem, a wybór pomiędzy dwoma odcienami tego samego, ja wolę sobie darować.
Buahahaha, “nie pękamy, głosujemy”, no po prostu hit tej parady demokratycznej głupoty. Już nie mam siły tego komentować. Dobór celebryta też odpowiedni, chłopak lubi się napić, lubi porozrabiać, więc do ustroju w którym dwóch cieci spod budki z piwem ma więcej do powiedzenia niż profesor z pięcioma dyplomami, pasuje toto idealnie.
Tego to wyciągnęli chyba z grobu, nigdzie go od dekady nie widziałem. Lowelas jeden próbuje być dowcipny nawet. Mnie to przerasta komentowanie tego bełkotu.
Fundacja się średnio popisała. Jak znam życie, to kampania ta trafi jako zgłoszenie do reklamowych konkursów wszelkiej maści (byle nie do Effie, hehehe) i agencja odpowiedzialna będzie się tym faktem podniecała długo oraz soczyście.
Kolejnym krokiem niech będzie może rozpoczęcie agitacji na rzecz wprowadzenia obowiązku głosowania i karania opornych – po obrażaniu tych, którzy nie uczestniczą w obwoźnym wyborczym cyrku, to chyba nieunikniony nowy etap wprowadzania demokratycznego porządku świata.
Na szczęście mi pozostaje jeszcze pustynia w pewnym pięknym kraju, rządzonym twardą ręką pewnego watażki, którego demokracja, mówiąc wprost, mocno jebie.
A dla wszystkich aktorzyn, którzy wzięli udział w ww. akcji (wiadomo, że za darmo bo walkę z wrogami demokracji należy wspierać jak się da!), mam taką piękną piosenkę, która oddaje to co o nich myślę.
czwartek, 10 czerwca 2010
Muzyka czwartkowa
Kiedyś więcej tu pisaliśmy o muzyce, ale ostatnio coś zaniedbaliśmy ten piękny zwyczaj wyciągania piosenek lepszych i gorszych. Ja akurat zbieram się na firmowy wyjazd integracyjny, będzie dużo alkoholu, słońca, przygód, śmiechu, a kilka osób zapomni zapewne, że są związani małżeńską przysięgą. W sumie aż się dziwie, że w żadnym filmie pornograficznym nie wykorzystuje się tego wątku jako zrębu „fabuły”. Na niektórych to się pewnie dzieje tyle, że żeby nakręcić erotyka wystarczyłoby włączyć kamery w odpowiednim momencie.
Niemniej, mam bojowy nastrój. I tak sobie przypomniałem: Gotta Gotta go!
Agnostic Front to nawet w sumie nie znam, nie wiem czy nie są przypadkiem jakimiś jebanymi lewakami jedzącymi zmarłe śmiercią naturalną owoce i warzywa. Ale oddzielając światopogląd od muzyki, to ta druga wychodzi im całkiem klawo. Klawo jak cholera, jak to mawiał Egon Olsen.
Zupełnie zmieniając klimat to ogólnie mało u nas soca, a obaj przecież się lubimy pobujać (w fotelach) przy rytmach made from Karaiby. Poniżej zimowy przebój z Jamajki. Tak naprawdę, to znam kilkadziesiąt piosenek i wszystkie brzmią tak podobnie do siebie, że po chwili już nie wiadomo co jest czym, a kto jest kim. Na jedno kopyto ale ciągle się podobać może.
A to poniżej to największy hicior soca w moim uznaniu, nie wiem czy go już nie umieszczałem tutaj. Ale nawet jeżeli tak, to godny jest odświeżenia.
To jakaś ocenzurowana wersja, bo oryginał jest bardziej konkretny w warstwie tekstowej:
[Intro:]
Hello...
Oh baby, come fuck me
Di fuck ah come down pan me
Yea?
Come fuck me
Come fuck me
Me want some fuck now
Alright
Gyal!
[Chorus:]
When di fuck ah come down pon yuh
When di fuck ah come down pon yuh
Gyal call me mek me hammer yuh
Gyal call me mek me hammer yuh
When di fuck ah come down pon yuh
When di fuck ah come down pon yuh
Gyal call me mek me hammer yuh
Gyal call me mek me hammer yuh
She seh cya wait
She seh di fuck ah come down
She cya wait
She seh di fuck ah come down
Gyal, hurry up, hurry up, hurry up
Gyal, run come hop on pan di daggering truck
Hurry up, hurry up, hurry up
Wid yuh bag ah mouth talk
I hope yuh can fuck
[Verse 1:]
Wine and go down
Daggering nuh postpone
In deh, in deh me know yuh must moan
She hooked to di thing
Nah leave me alone
Night and day she ah call off me phone
Request from dawn and shelly
Seh she wah di dagger
Way up inna di belly
Nervous break down
Gyal cya stay steady
Soh mek sure yuh fit
Gyal mek sure yuh ready
[Chorus:]
When di fuck ah come down pon yuh
When di fuck ah come down pon yuh
Gyal call me mek me hammer yuh
Gyal call me mek me hammer yuh
When di fuck ah come down pon yuh
When di fuck ah come down pon yuh
Gyal call me mek me hammer yuh
Gyal call me mek me hammer yuh
She seh cya wait
She seh di fuck ah come down
She cya wait
She seh di fuck ah come down
Gyal, hurry up, hurry up, hurry up
Gyal, run come hop on pan di daggering truck
Hurry up, hurry up, hurry up
Wid yuh bag ah mouth talk
I hope yuh can fuck
[Verse 2:]
Me hope she can wine
Me hope she can set it
Hope she can sit down pon it and tek it
From the first time she get it
Me know she nah left it
Gyal overseas dem wah internet it (haaa)
But yuh know weh ah run through me mind
From yuh look pon me
Watch yuh know ah daggering time
Me hope yuh can bubble me hope yuh can wine
Hope yuh can utilize yuh waist line
[Chorus:]
When di fuck ah come down pon yuh
When di fuck ah come down pon yuh
Gyal call me mek me hammer yuh
Gyal call me mek me hammer yuh
When di fuck ah come down pon yuh
When di fuck ah come down pon yuh
Gyal call me mek me hammer yuh
Gyal call me mek me hammer yuh
She seh cya wait
She seh di fuck ah come down
She cya wait
She seh di fuck ah come down
Gyal, hurry up, hurry up, hurry up
Gyal, run come hop on pan di daggering truck
Hurry up, hurry up, hurry up
Wid yuh bag ah mouth talk
I hope yuh can fuck
[Outro:]
Oh baby, come fuck me
Di fuck ah come down pan me
Come fuck me
Come fuck me
Me want some fuck now
Sformułowanie “me want some fuck now” poraża poetycką delikatnością!!!
Niemniej, mam bojowy nastrój. I tak sobie przypomniałem: Gotta Gotta go!
Agnostic Front to nawet w sumie nie znam, nie wiem czy nie są przypadkiem jakimiś jebanymi lewakami jedzącymi zmarłe śmiercią naturalną owoce i warzywa. Ale oddzielając światopogląd od muzyki, to ta druga wychodzi im całkiem klawo. Klawo jak cholera, jak to mawiał Egon Olsen.
Zupełnie zmieniając klimat to ogólnie mało u nas soca, a obaj przecież się lubimy pobujać (w fotelach) przy rytmach made from Karaiby. Poniżej zimowy przebój z Jamajki. Tak naprawdę, to znam kilkadziesiąt piosenek i wszystkie brzmią tak podobnie do siebie, że po chwili już nie wiadomo co jest czym, a kto jest kim. Na jedno kopyto ale ciągle się podobać może.
A to poniżej to największy hicior soca w moim uznaniu, nie wiem czy go już nie umieszczałem tutaj. Ale nawet jeżeli tak, to godny jest odświeżenia.
To jakaś ocenzurowana wersja, bo oryginał jest bardziej konkretny w warstwie tekstowej:
[Intro:]
Hello...
Oh baby, come fuck me
Di fuck ah come down pan me
Yea?
Come fuck me
Come fuck me
Me want some fuck now
Alright
Gyal!
[Chorus:]
When di fuck ah come down pon yuh
When di fuck ah come down pon yuh
Gyal call me mek me hammer yuh
Gyal call me mek me hammer yuh
When di fuck ah come down pon yuh
When di fuck ah come down pon yuh
Gyal call me mek me hammer yuh
Gyal call me mek me hammer yuh
She seh cya wait
She seh di fuck ah come down
She cya wait
She seh di fuck ah come down
Gyal, hurry up, hurry up, hurry up
Gyal, run come hop on pan di daggering truck
Hurry up, hurry up, hurry up
Wid yuh bag ah mouth talk
I hope yuh can fuck
[Verse 1:]
Wine and go down
Daggering nuh postpone
In deh, in deh me know yuh must moan
She hooked to di thing
Nah leave me alone
Night and day she ah call off me phone
Request from dawn and shelly
Seh she wah di dagger
Way up inna di belly
Nervous break down
Gyal cya stay steady
Soh mek sure yuh fit
Gyal mek sure yuh ready
[Chorus:]
When di fuck ah come down pon yuh
When di fuck ah come down pon yuh
Gyal call me mek me hammer yuh
Gyal call me mek me hammer yuh
When di fuck ah come down pon yuh
When di fuck ah come down pon yuh
Gyal call me mek me hammer yuh
Gyal call me mek me hammer yuh
She seh cya wait
She seh di fuck ah come down
She cya wait
She seh di fuck ah come down
Gyal, hurry up, hurry up, hurry up
Gyal, run come hop on pan di daggering truck
Hurry up, hurry up, hurry up
Wid yuh bag ah mouth talk
I hope yuh can fuck
[Verse 2:]
Me hope she can wine
Me hope she can set it
Hope she can sit down pon it and tek it
From the first time she get it
Me know she nah left it
Gyal overseas dem wah internet it (haaa)
But yuh know weh ah run through me mind
From yuh look pon me
Watch yuh know ah daggering time
Me hope yuh can bubble me hope yuh can wine
Hope yuh can utilize yuh waist line
[Chorus:]
When di fuck ah come down pon yuh
When di fuck ah come down pon yuh
Gyal call me mek me hammer yuh
Gyal call me mek me hammer yuh
When di fuck ah come down pon yuh
When di fuck ah come down pon yuh
Gyal call me mek me hammer yuh
Gyal call me mek me hammer yuh
She seh cya wait
She seh di fuck ah come down
She cya wait
She seh di fuck ah come down
Gyal, hurry up, hurry up, hurry up
Gyal, run come hop on pan di daggering truck
Hurry up, hurry up, hurry up
Wid yuh bag ah mouth talk
I hope yuh can fuck
[Outro:]
Oh baby, come fuck me
Di fuck ah come down pan me
Come fuck me
Come fuck me
Me want some fuck now
Sformułowanie “me want some fuck now” poraża poetycką delikatnością!!!
środa, 9 czerwca 2010
Spoty wyborcze, czyli wizualizacja pustych obietnic
Coś o wyborach nic nie pisałem, a przecież (chyba) zaczyna się ostatnia prosta. Normalnie to miasto byłoby zalepione tablicami i innymi gównianymi nośnikami, ale piloci Tu-154M sprawili wszystkim niespodziankę i summa summarum, na zakup nośników out-of-home było już za późno. I co? Źle nam z tym? Bo mi niekoniecznie.
W telewizji i internecie napotkać można na to co tygrysy lubią najbardziej, czyli kandydackie spoty. Naprawdę lubię je oglądać. Są ucieleśnieniem naszych naiwnych fantasmagorii odnośnie tego jak idealny polityk winien wyglądać, co mówić i w jaki sposób. Do tego dodajmy obietnice wyborcze, przypisywanie sobie sukcesów albo odwoływanie się do chwalebnej przeszłości. Tą ostatnią drogą poszedł Jarosław Kaczyński.
Co z tego spotu zapamięta prosty człowiek to nie wiem, bo ja nie jestem prosty. Ale zagranie jest całkiem sprytne, PiS zagarnął dla siebie symbolikę związaną z najstarszym krzakiem w Polsce. Konstrukcja spotu może sugerować, że to właśnie Kaczyński z rodziną go posadzili i myślę, że sporo prostaczków to jedynie wyniesie z przekazu. Jest tu także nieco irytującej demagogii, na czele ze stwierdzeniem, że dzisiejsze wybory to branie odpowiedzialności za losy przyszłych pokoleń. Drogi Panie Profesorze Jarosławie, w demokracji horyzont ogranicza się, i to mgliście, do najbliższych wyborów. Chyba coś się Panu pojebało.
Bronisław „wpadka” Komorowski komunikuje się w stylu jaki zaczynam mocno łączyć z jego osobą. Może za jakiś czas ukuje się nawet powiedzonko, w stylu „proszę mi tu nie komoryzować”. Co to „komoryzowanie” może oznaczać?
To nie są złe spoty. Gdyby reklamowały margarynę albo proszek do prania to bym napisał, że się wyróżniają na plus z clutteru dookoła. Ja bym z chęcia zobaczył taką komunikację dla, przykładowo któregoś z detergentów Henkla, gdzie obecny właściciel/dyrektor opowiada historię firmy, od trudnych pionierskich początków z drugiej połowy XIX wieku, poprzez produkcję cyklonu B podczas II WŚ i kolaborację z nazistami. „Nasza chemia mordowała Żydów efektywniej od konkurencji. Kiedyś nasza wiedza służyła czystości rasy, dzisiaj z przyjemnością dzielimy się nią z Wami dla czystości Waszego obrusu” – mógłby mówić pokazując palcem na kominy Auschwitz. A kończyć, by się mogło na współczesności i zatruwaniu środowiska odpadami z produkcji Waszego ulubionego płynu do płukania Waszych śmierdzących gaci. Kupujcie!
Komorowski dużo mówi o sobie, ale zupełnie nic o tym co niby zamierza zrobić dla naszej ukochanej ojczyzny. Co mnie obchodzi w sumie ta czereśnia, co z niej ojciec jego zrywał owoce dla swojej żony po porodzie. Co mnie obchodzi w jakiej celi siedział będąc internowanym. Co mnie obchodzi, że w Marcu 1968 roku zamiast uczyć się do sesji, zachciało mu się strajkować?
Jakbym był, tak jak większość motłlochu, miłośnikiem demokracji, to bym chciał usłyszeć jaki kandydat ma pomysł na przyszłość Twoją i moją. Jedyne co zapamiętam z tych spotów to fakt, że Komorowski je sute obiady, więc może chociaż jako prezydent będzie okazem zdrowia.
Liczyłem na Andrzeja Leppera, że nas rozrusza jak niegdyś, skoczną melodią. Niestety, nawet on, chyba od chorób, jakoś spokorniał i przy jego reklamówce można spokojnie przyciąć komara.
“Mój program znacie” – to mi się podoba. To już niemalże szczerość, chociaż mógł powiedzieć to jaśniej, że nie będzie marnował czasu na przedstawianie programu, bo przecież nie zrozumiecie prostaki, a tak w ogóle to nie liczą się przecież środki. Liczy się cel. Czego tu nie ma, obietnice aż rozsadzają ten spot i spływają potokiem lukru wprost do serc naszych i waszych. Ale ostatecznie, Lepper jako prezydent zwykłych ludzi, stwierdza, że nie jest marzycielem. Rzeczywiście nie jest. Jest bajkopisarzem. Ten spot to klasyka przedwyborczej profanacji zdrowego rozsądku
Na koniec, perła w koronie, czyli nieśmiertelny JKM. Kiedy ten człowiek odejdzie, czy to z polityki czy to z naszego ziemskiego padołu, Polska stanie się jeszcze smutniejsza niż jest na co dzień.
To jest sensowny spot. Poświęcony jednemu tematowi. Bez żadnych opowieści dziwnej treści o rodzinie i czereśniach. Konkretnie mówiący co jest źle i co kandydatowi się nie podoba. Do tego jest pełen zajebistych cytatów – „idealny świat to więzenie”. Wbijcie to sobie do głowy, każde dążenie do ustawowego szczęścia prowadzi do jednego...
„Uważaj Adasiu bo jesteś bez kasku, i pani kurator cię odbierze Tacie” – nic dodać, nic ująć. Szkoda, że niewiele osób to zrozumie, ale co tam. Jak mawiam sam, prawda do swego istnienia nie potrzebuje wyznawców. Ona po prostu jest :-)
Swoją drogą, ojca tej rodziny ze spotu znałem lata temu i nawet z nim wódkę piłem. Czasem sam zadziwiam się moimi znajomościami.
W telewizji i internecie napotkać można na to co tygrysy lubią najbardziej, czyli kandydackie spoty. Naprawdę lubię je oglądać. Są ucieleśnieniem naszych naiwnych fantasmagorii odnośnie tego jak idealny polityk winien wyglądać, co mówić i w jaki sposób. Do tego dodajmy obietnice wyborcze, przypisywanie sobie sukcesów albo odwoływanie się do chwalebnej przeszłości. Tą ostatnią drogą poszedł Jarosław Kaczyński.
Co z tego spotu zapamięta prosty człowiek to nie wiem, bo ja nie jestem prosty. Ale zagranie jest całkiem sprytne, PiS zagarnął dla siebie symbolikę związaną z najstarszym krzakiem w Polsce. Konstrukcja spotu może sugerować, że to właśnie Kaczyński z rodziną go posadzili i myślę, że sporo prostaczków to jedynie wyniesie z przekazu. Jest tu także nieco irytującej demagogii, na czele ze stwierdzeniem, że dzisiejsze wybory to branie odpowiedzialności za losy przyszłych pokoleń. Drogi Panie Profesorze Jarosławie, w demokracji horyzont ogranicza się, i to mgliście, do najbliższych wyborów. Chyba coś się Panu pojebało.
Bronisław „wpadka” Komorowski komunikuje się w stylu jaki zaczynam mocno łączyć z jego osobą. Może za jakiś czas ukuje się nawet powiedzonko, w stylu „proszę mi tu nie komoryzować”. Co to „komoryzowanie” może oznaczać?
To nie są złe spoty. Gdyby reklamowały margarynę albo proszek do prania to bym napisał, że się wyróżniają na plus z clutteru dookoła. Ja bym z chęcia zobaczył taką komunikację dla, przykładowo któregoś z detergentów Henkla, gdzie obecny właściciel/dyrektor opowiada historię firmy, od trudnych pionierskich początków z drugiej połowy XIX wieku, poprzez produkcję cyklonu B podczas II WŚ i kolaborację z nazistami. „Nasza chemia mordowała Żydów efektywniej od konkurencji. Kiedyś nasza wiedza służyła czystości rasy, dzisiaj z przyjemnością dzielimy się nią z Wami dla czystości Waszego obrusu” – mógłby mówić pokazując palcem na kominy Auschwitz. A kończyć, by się mogło na współczesności i zatruwaniu środowiska odpadami z produkcji Waszego ulubionego płynu do płukania Waszych śmierdzących gaci. Kupujcie!
Komorowski dużo mówi o sobie, ale zupełnie nic o tym co niby zamierza zrobić dla naszej ukochanej ojczyzny. Co mnie obchodzi w sumie ta czereśnia, co z niej ojciec jego zrywał owoce dla swojej żony po porodzie. Co mnie obchodzi w jakiej celi siedział będąc internowanym. Co mnie obchodzi, że w Marcu 1968 roku zamiast uczyć się do sesji, zachciało mu się strajkować?
Jakbym był, tak jak większość motłlochu, miłośnikiem demokracji, to bym chciał usłyszeć jaki kandydat ma pomysł na przyszłość Twoją i moją. Jedyne co zapamiętam z tych spotów to fakt, że Komorowski je sute obiady, więc może chociaż jako prezydent będzie okazem zdrowia.
Liczyłem na Andrzeja Leppera, że nas rozrusza jak niegdyś, skoczną melodią. Niestety, nawet on, chyba od chorób, jakoś spokorniał i przy jego reklamówce można spokojnie przyciąć komara.
“Mój program znacie” – to mi się podoba. To już niemalże szczerość, chociaż mógł powiedzieć to jaśniej, że nie będzie marnował czasu na przedstawianie programu, bo przecież nie zrozumiecie prostaki, a tak w ogóle to nie liczą się przecież środki. Liczy się cel. Czego tu nie ma, obietnice aż rozsadzają ten spot i spływają potokiem lukru wprost do serc naszych i waszych. Ale ostatecznie, Lepper jako prezydent zwykłych ludzi, stwierdza, że nie jest marzycielem. Rzeczywiście nie jest. Jest bajkopisarzem. Ten spot to klasyka przedwyborczej profanacji zdrowego rozsądku
Na koniec, perła w koronie, czyli nieśmiertelny JKM. Kiedy ten człowiek odejdzie, czy to z polityki czy to z naszego ziemskiego padołu, Polska stanie się jeszcze smutniejsza niż jest na co dzień.
To jest sensowny spot. Poświęcony jednemu tematowi. Bez żadnych opowieści dziwnej treści o rodzinie i czereśniach. Konkretnie mówiący co jest źle i co kandydatowi się nie podoba. Do tego jest pełen zajebistych cytatów – „idealny świat to więzenie”. Wbijcie to sobie do głowy, każde dążenie do ustawowego szczęścia prowadzi do jednego...
„Uważaj Adasiu bo jesteś bez kasku, i pani kurator cię odbierze Tacie” – nic dodać, nic ująć. Szkoda, że niewiele osób to zrozumie, ale co tam. Jak mawiam sam, prawda do swego istnienia nie potrzebuje wyznawców. Ona po prostu jest :-)
Swoją drogą, ojca tej rodziny ze spotu znałem lata temu i nawet z nim wódkę piłem. Czasem sam zadziwiam się moimi znajomościami.
wtorek, 8 czerwca 2010
Eat the popo czyli kamyczek do kakaowego ogródka nienawiści
Każdy kto mnie zna wie, że jestem człowiekiem tolerancyjnym i spokojnym, ale nic tak mnie nie denerwuje jak:
1) Pedały
2) Grubasy
3) Brudasy
4) Fanatycy demokracji
5) Wszelkiej maści fanatycy w sumie
Dzisiaj będzie krótko. Zaprzyjaźniony z redakcją wojownik o dobrą sprawę (pomijam inicjały i inne pseudonimy, bo gejowskie bojówki tylko czekają na okazje do polowania, więc trzymaj się Robert!!!) podesłał mi pewien materiał video, który ponoć wprowadza sporo nerwów w gołębie serca wybrańców kakaowej strony mocy. No wiecie, tylko spójrzcie co za ciemnogród w tej Ugandzie. Niedość, że nie chcą tam pedałów, to jeszcze dodatkowo bzdury gadają. Kolejny więc argument za edukacją seksualną w szkołach – najlepiej od przedszkoli już. Żeby nasze dzieci wiedziały o co chodzi i nie powtarzały takich kalumni jak te poniżej...
Ja tam się nie znam, ale wszystko co mówi ten pastor wydaje się tak możliwe jak bardzo jest obrzydliwe. A obrzydliwe jest kurewsko. Just eat the popo, bitch!
We Francji z kolei, McDonald’s nieco zaszokował nową reklamówką.
Come as you are, czyli przyjdź do nas taki jaki jesteś, możesz być tą obrzydliwą nastoletnią ciotą, ale Twoje pieniądze są równie dobre jak każdego innego klienta. Pecunia non olet, jak mawiali starożytni rosjanie. No po prostu się kurwa wzruszyłem i zalałem łzami.
Tak czy owak, do McD już więcej nie pójdę, bo nie będę wspierał korporacji, która puszcza oko do każdej grupki zboczeńców. W sumie żadna strata, bo i tak bywałem rzadko :-)
1) Pedały
2) Grubasy
3) Brudasy
4) Fanatycy demokracji
5) Wszelkiej maści fanatycy w sumie
Dzisiaj będzie krótko. Zaprzyjaźniony z redakcją wojownik o dobrą sprawę (pomijam inicjały i inne pseudonimy, bo gejowskie bojówki tylko czekają na okazje do polowania, więc trzymaj się Robert!!!) podesłał mi pewien materiał video, który ponoć wprowadza sporo nerwów w gołębie serca wybrańców kakaowej strony mocy. No wiecie, tylko spójrzcie co za ciemnogród w tej Ugandzie. Niedość, że nie chcą tam pedałów, to jeszcze dodatkowo bzdury gadają. Kolejny więc argument za edukacją seksualną w szkołach – najlepiej od przedszkoli już. Żeby nasze dzieci wiedziały o co chodzi i nie powtarzały takich kalumni jak te poniżej...
Ja tam się nie znam, ale wszystko co mówi ten pastor wydaje się tak możliwe jak bardzo jest obrzydliwe. A obrzydliwe jest kurewsko. Just eat the popo, bitch!
We Francji z kolei, McDonald’s nieco zaszokował nową reklamówką.
Come as you are, czyli przyjdź do nas taki jaki jesteś, możesz być tą obrzydliwą nastoletnią ciotą, ale Twoje pieniądze są równie dobre jak każdego innego klienta. Pecunia non olet, jak mawiali starożytni rosjanie. No po prostu się kurwa wzruszyłem i zalałem łzami.
Tak czy owak, do McD już więcej nie pójdę, bo nie będę wspierał korporacji, która puszcza oko do każdej grupki zboczeńców. W sumie żadna strata, bo i tak bywałem rzadko :-)
poniedziałek, 7 czerwca 2010
Chłopaki z baraków, czyli trybut dla naszych idoli
Co to za niepozorny człowiek stoi w otoczeniu rekordowo wysokich krzaków marihuany?
To Mike Clattenburg, ojciec i matka ulubionego serialu wszystkich posiadających odpowiedni dystans do świata. Nie wiem co ten człowiek bierze, ale mam nadzieję, że robi to ciągle i w końcu powstanie kolejny sezon Trailer Park Boys. Kocham(y) ten serial miłością prostą i bezwarunkową, szczerą i naiwną tak jak naiwne jest życie „Chłopaków z Baraków”.
Póki co, powstało siedem sezonów i dwa filmy fabularne. Wszystko zaczynam już znać na pamięć, ale to nie szkodzi, bo oglądanie perypetii głównych bohaterów jest zajęciem równie zabawnym za pierwszym jak i za dziesiątym razem. Fabuła kręci się wokół mieszkańców osiedla domków kempingowych (jak ktoś jest purystą, to są to zdaje się domki holenderskie) położonego na dalekim wschodzie Kanady, w Nowej Szkocji. Osiedle zamieszkują, jak można się domyślić, życiowi nieudacznicy różnego rodzaju: drobni przestępcy, pijaczkowie, wykolejency, posągowe grubasy, stoczeni na dół egzystencji byli policjanci, męskie ex-prostytutki i ogólnie to, co kulturoznastwo Ameryki Północnej każe nam nazywać „białymi śmieciami”. Wśród nich są Ricky, Bubbles i Julian, którzy przez kolejne odcinki dążą uparcie do jednego, jedynego celu – wzbogacenia się możliwie szybko i możliwie małym nakładem sił.

I jak można się domyślić, ich starania prowadzą do zupełnie odmiennego efektu. Praktycznie co koniec każdego sezonu, część z nich, albo i wszyscy, lądują w więzieniu, obiecując sobie, że to ostatni raz. A jak wiadomo, żeby zacząć żyć uczciwie, trzeba mieć pieniądze, żeby mieć pieniądze trzeba złamać prawo raz a porządnie, żeby to zrobić trzeba zdobyć środki finansowe, żeby zaś je zgromadzić trzeba naruszać przepisy w sposób częsty ale incydentalny. Gówniane koło zatacza swój krąg.
Chociaż to serial komediowy, to posiada pewną wartość dydaktyczną i to nie tylko dlatego, że kręcony jest w stylu mockumentary (pastisz dokumentu – kamera i ekipa filmowa podąża za bohaterami, nie kryjąc się z tym, że są tuż obok nich, sceny serialu są przerywane komentarzami i refleksjami głównych postaci etc.). Przedstawia bowiem życie codzienne degeneratów takim jakim jest ono naprawdę. Bywamy świadkami dramatów, nieszczęść i rozczarowań. Bywa że się wzruszamy, bo to serial, który czasem potrafi chwycić za gardło nawet takiego słodkiego skurwiela jak ja. Widzimy życie ludzi, którym się nie poszczęściło tak jak nam – tym mocniej wtedy doceniamy własną codzienność. Ale uważny widz ciągle będzie miał świadomość, że karuzela nieszczęść zaczyna się od samych bohaterów. To oni są leniwi, to oni gardzą pracą i uczciwym życiem mrówki. To oni sami siebie wpychają w sidła beznadziei, która ostatecznie każe im spać w samochodzie, pić deszczówkę na śniadanie i pociągać brymuchę z zaplchlonym kundlem na tyłach budki z kebabem. Jak mawia jeden z bohaterów „to jakaś pojebana akcja”. I do tego, droga życia wybrana w pełni samodzielnie.
Jest to serial, w którym dowiadujemy się w jaki sposób radzą sobie z życiem „zwykli” ludzie. Zasiłki idą na wódę („nie ma nic złego w chlaniu i graniu na automatach” powiada Ray, zapijaczony ojciec Ricky’ego, były kierowca tirów, który udaje inwalidę, by naciągnąć na rentę), pewny pieniądz daje oszukiwanie urzędów i wyłudzanie kolejnych świadczeń dla nieistniejących osób, nadzieją na przyszłość jest hodowla marihuany i korzystne sprzedanie jej potencjalnym kontrahentom. Nie masz benzyny, to ściągniesz ją z baku samochodu sąsiada („wacha kosztuje oczy z głowy”), a tak w ogóle to dzisiaj będzie piękny dzień, „najebie się i ujaram jak świnia, lubię się napić, ale muszę się ujarać”. Przestępstwa są solą codzienności, ale nie ma tu poważniejszych wykroczeń. Obcujemy ze światem, gdzie juma się żarcie z supermarketów, kradnie wózki sklepowe, kseruje się kupony z wygranymi, handluje rosyjską wódką bez akcyzy czy włamuje do zamrażarki z mięsem...
I chociaż skala degeneracji może nas porażać, jest to ciągle świat, w którym istnieje miłość („Lucy mnie kurewsko podnieca, chyba się z nią znowu zejdę”), przyjaźń („mam już dość, wszyscy chcą spać w baraku mojego ojca, jeździć moim samochodem, a teraz chcesz pożyczyć klamkę”), pomoc sąsiedzka, odrobina filozofii („gdyby ten na górze nie chciałby żebyśmy grali na automatach, to by ich nie stworzył!”) czy opieka nad zwierzętami. Jak tu nie kochać „Chłopaków z baraków”?
Do tego, większości filmów i seriali szkodzi lektor, tu jednak jest on dodatkowym smaczkiem. Tłumaczenie rozwija skrzydła z sezonu na sezon, rozpościera skrzydła niczym gówienny sęp z przypowieści zapijaczonego Lahey’a („Słyszysz to? To nadchodzą gówienne wiatry”).
Trailer Park Boys to starannie upichcone danie. Pozornie prostacki serial o ludziach z dna społecznego ma w sobie ogromny ładunek pozytywnej energii i pozytywności. I może jedynie czasem rzednie nam mina, gdy zdajemy sobie sprawę jak bardzo podobne jest nasze życie do losów głównych bohaterów. W końcu mi też się zdarza, że „Mój mózg jest mądrzejszy ode mnie i cały czas mi świnie podkłada”. A tak w ogóle „Jestem od ciebie lepszy a wiesz dlaczego? Nie. Bo mam skończoną pierwszą klasę liceum”.
środa, 2 czerwca 2010
Incydent Mavi Marmara
W weekend połowa redakcyjnego składu Curva Mortale opuściła zastępy kawalerskie i zmieniła stan cywilny. Greg ma już żonę i czy tego chce czy nie, rozpoczął nowy etap życia, dorosłego życia z całym ładunkiem jakie to złowieszcze słowo ze sobą niesie: obowiązki, hipoteka, dzieci, zobowiązania, niedzielne obiadki u rodziny, poradnictwo teścia, obowiązek wierności i posłuszeństwa, trzydzieści prezentów więcej na gwiazdkę i many many more.
W takich chwilach człowiek zdobywa się na różnorakie refleksje. Ja również.
Dobry Jezusku miej go w swojej opiece, żeby demon małżeństwa nie wyssał do reszty z niego witalnych i twórczych soków.
Znam kilku co wzięli ślub i “tyle ich widzieli”. Szkoda, bo to dobre herbatniki były.
Ale co ja tam będę pierdolił o prywatnych sprawach. Jeszcze ktoś to przeczyta.
W sumie to chciałem napisać coś o niedawnym incydencie na Morzu Śródziemnym, gdzie siły izraelskie spacyfikowały statek płynący do Strefy Gazy z humanitarną pomocą. Zginęło dziesięć czy więcej osób, a „świat” nie kryje swojego oburzenia. Zewsząd „żąda się wyjaśnień” i tak dalej. Podnosi się larum, że zdarzenie miało miejsce na wodach międzynardowych, a konwój miał na celu przekazanie pomocy potrzebującym brudasom, to znaczy palestyńczykom czy tam innym beduinom.
Niby jestem antysemitą, ale gdy czytam, że Izrael naruszył „standardy cywilizowanego świata demokratycznego” to przestaję nim być. Kto jest wrogiem demokracji, staje się moim przyjacielem.
Wiadomo, że cały konwój był jasną prowokacją i jego organizatorzy liczyli na taki właśnie rozwój wydarzeń. Na pokładzie znajdowali się albo debile nieświadomi gry w jakiej uczestniczą albo samobójcy, którzy byli gotowi na śmierć w imię lepszej sprawy i nowego muzułmańskiego porządku świata. Obu gatunków mi nie żal. Pretensje to można mieć i owszem, do tajemniczych organizatorów całej szopki. Wszyscy mieli chyba świadomość, że wysyłają ludzi może nie na pewną śmierć ale narażają ich na spore ryzyko. Izrael ma swoje zasady co do obronności i co jak co, ale wiadomo, że nie waha używać się siły, gdy czuje się zagrożony.
Na filmie powyżej widać, że pasażerowie zaatakowanego statku do pacyfistów nie należeli. Wiadomo, że broni nie mieli, bo ich męczeńska śmierć z pistoletem w dłoni już by tak dobrze nie działała na zbiorową wyobraźnię nowoczesnego świata.
Teraz mamy dziesięć trupów brudasów i „demokrację w akcji”, czyli to co misie lubią najbardziej. Ten system doprowadzi do upadku naszą białą cywilizację, to Wam mówię. Te beduińskie brudasy gwałcące kozy nas zjedzą, a my będziemy ciągle wysyłać memoranda i żądać kolejnych wyjaśnień. Dlatego osobiście popieram działania Izraela, który jest jednym z ostatnich ośrodków walki z „demokratycznym rozsądkiem” jaki trawi nasz współczesny świat.
Nie spodziewałem się, że kiedykolwiek umieszczę tu hymn Izraela, ale sytuacja do tego dojrzała. Na szczęście wiem, że z Żydami nie da się za długo żyć ramię w ramię, więc można już odliczać dni do momentu kiedy z powrotem stanę się antysemitą.
W takich chwilach człowiek zdobywa się na różnorakie refleksje. Ja również.
Dobry Jezusku miej go w swojej opiece, żeby demon małżeństwa nie wyssał do reszty z niego witalnych i twórczych soków.
Znam kilku co wzięli ślub i “tyle ich widzieli”. Szkoda, bo to dobre herbatniki były.
Ale co ja tam będę pierdolił o prywatnych sprawach. Jeszcze ktoś to przeczyta.
W sumie to chciałem napisać coś o niedawnym incydencie na Morzu Śródziemnym, gdzie siły izraelskie spacyfikowały statek płynący do Strefy Gazy z humanitarną pomocą. Zginęło dziesięć czy więcej osób, a „świat” nie kryje swojego oburzenia. Zewsząd „żąda się wyjaśnień” i tak dalej. Podnosi się larum, że zdarzenie miało miejsce na wodach międzynardowych, a konwój miał na celu przekazanie pomocy potrzebującym brudasom, to znaczy palestyńczykom czy tam innym beduinom.
Niby jestem antysemitą, ale gdy czytam, że Izrael naruszył „standardy cywilizowanego świata demokratycznego” to przestaję nim być. Kto jest wrogiem demokracji, staje się moim przyjacielem.
Wiadomo, że cały konwój był jasną prowokacją i jego organizatorzy liczyli na taki właśnie rozwój wydarzeń. Na pokładzie znajdowali się albo debile nieświadomi gry w jakiej uczestniczą albo samobójcy, którzy byli gotowi na śmierć w imię lepszej sprawy i nowego muzułmańskiego porządku świata. Obu gatunków mi nie żal. Pretensje to można mieć i owszem, do tajemniczych organizatorów całej szopki. Wszyscy mieli chyba świadomość, że wysyłają ludzi może nie na pewną śmierć ale narażają ich na spore ryzyko. Izrael ma swoje zasady co do obronności i co jak co, ale wiadomo, że nie waha używać się siły, gdy czuje się zagrożony.
Na filmie powyżej widać, że pasażerowie zaatakowanego statku do pacyfistów nie należeli. Wiadomo, że broni nie mieli, bo ich męczeńska śmierć z pistoletem w dłoni już by tak dobrze nie działała na zbiorową wyobraźnię nowoczesnego świata.
Teraz mamy dziesięć trupów brudasów i „demokrację w akcji”, czyli to co misie lubią najbardziej. Ten system doprowadzi do upadku naszą białą cywilizację, to Wam mówię. Te beduińskie brudasy gwałcące kozy nas zjedzą, a my będziemy ciągle wysyłać memoranda i żądać kolejnych wyjaśnień. Dlatego osobiście popieram działania Izraela, który jest jednym z ostatnich ośrodków walki z „demokratycznym rozsądkiem” jaki trawi nasz współczesny świat.
Nie spodziewałem się, że kiedykolwiek umieszczę tu hymn Izraela, ale sytuacja do tego dojrzała. Na szczęście wiem, że z Żydami nie da się za długo żyć ramię w ramię, więc można już odliczać dni do momentu kiedy z powrotem stanę się antysemitą.
Subskrybuj:
Posty (Atom)