poniedziałek, 25 lipca 2011

Sheer Terror, czyli symfonia chamskiego grania

Chamem jestem, więc jakiej innej muzyki mógłbym słuchać jeżeli nie chamskiej właśnie?


Sheer Terror to zespół, w pewnych wywrotowych kręgach, absolutnie kultowy. Są matką i ojcem nie tylko nowojorskiej sceny HC, ale stworzyli także podwaliny pod mini subgatunek, który nazywa się Hate Core i generalnie polega na wykrzykiwaniu nienawiści do całego świata dookoła, połączonego z pokazywaniem gdzie ma się społeczeństwo i jego normy. Jak to już bywa z niezależnymi artystami, którzy zanim coś stworzą nie zajrzą na łamy Wyborczej, tudzież nie skonsultują tego z TVN24, Sheer Terror często i gęsto oskarża się o nazistowskie inklinacje, ciągoty ku rasizmowi, faszystowskie poglądy i organizowanie bunga-bunga z nieletnimi. Są nawet pewne zdjęcia, które sugerują kto maczał palce w narodzinach gatunku i pomagał układać teksty...

I co z tego, że w jednym z nich śpiewali, że...

Enough of your shit, i've had it up to here.
It's about time I made my intentions clear.
I don't give a fuck about your skinhead pride.
I could care less about the lower east side.
I'm just a working class slob who's tired.
Of getting the short end of the stick.
It ain't my problem if I'm not like you and I'm not sucking Uncle Sam's dick.

Lewacy przecież wiedzą lepiej.

Nie dam sobie nic obciąć, ale to chyba również oni stworzyli dwie mody obowiązujące w tych klimatach – robienie sobie zdjęć z pitbullami i transformację w potwornych grubasów z pięcioma podbródkami. To drugie wyszło frontmanowi znakomicie. Spróbujcie mu tylko powiedzieć prosto w twarz – Paul, roztyłeś się jak ta tłusta świnia. Ale wokal ma nadal piękny! Czysty, klarowny i pozbawiony jakiekolwiek chrypki.




Jak przystało na wiernego fana (pamięciąm sięgam, że zespół kojarzyłem jeszcze z okolic połowy lat 90-tych, ale wtedy się nimi zwyczajnie brzydziłem, bo za prawdziwych twardzieli uważałem chłopaków z Pink Floyd), mam tylko jedną płytę, ale za to chyba najlepszą. „Love songs for the unloved” to szesnaście utworów idealnych na romantyczne spotkanie z ukochaną przy świecach i dobrym, drogim winie. Kojący wokal Paula Beavera wprowadza szybko w miłosny nastrój, zaś bogactwo brzmień istrumentów koi nerwy i przenosi w świat muzycznych fantazji oboje słuchaczy. Trudno się oderwać, nogi same rwą się do tańca, a refreny wbijają się w głowę niczym największe przeboje Paula Anki.

Sheer Terror – Love Songs for the unloved.

Sheer Terror – Jimmy’s High Life.

W sam raz na dzień taki jak ten – słoneczny, wakacyjny i pełen nieskrępowanego relaksu w pracy.