
Jak wiecie albo i nie, razem z Gregiem jesteśmy w sercu afrikaans i boli nas to co czarnuchy zrobiły z „naszą” Republiką Południowej Afryki. Dać małpie zegarek to go zje i zepsuje. Dać małpie do rządzenia kraj, to doprowadzi go do absolutnej ruiny. Taka prawda, a dzieje ostatniego półwiecza na Czarnym Lądzie jedynie to potwierdzają. Właśnie mija pięćdziesiąt lat od pamiętnego roku 1960, kiedy to bodaj 17 państw uzyskało niepodległość, rozpoczynając nową epokę w dziejach kontynentu. I jaki mamy tego efekt? Afryka to jedyne miejsce na świecie gdzie z roku na rok żyje się ludziom gorzej, gorzej i gorzej. Nawet jeżeli bardziej źle już zdaje się, że być nie może, beznadzieja przebija kolejne pokłady dna zmierzając do jądra ciemności.
Ostatnio przeczytałem książkę pewnego reportera, który to postanowił przebyć trasę Henry’ego Mortona Stanleya po rzece Kongo. W drugiej połowie XIX wieku było to miejsce groźne, a po ponad stu latach... jest jeszcze groźniejsze. Relacja Tima Butchera z dawnego Zairu (dzisiaj to DEMOKRATYCZNA Republika Kongo) może wprawić w zdumienie. Wiemy, że dzieje się tam źle, wiemy, że to miejsce zapomniane przez Boga. Mamy świadomość nawet tego jakim dzikim zwierzęciem jest homo sapiens i do jakich okrutności jest zdolny wobec swoich pobratymców. Ale nawet to wszystko nie pomaga, by czytać tą relację ze zrozumieniem. Zamknięci w swoim świecie chyba nie zdajemy sobie sprawy jak bardzo zły obrót przybrały sprawy w dawnej perle Afryki. Opis kraju zniszczonego, biednego, dzikiego i zastraszonego jest o tyle przerażający, że jeszcze kilkadziesiąt lat temu było to miejsce nie tylko bezpieczne dla lokalnej ludności, ale bezpieczne dla turystów. Butcher z niedowierzaniem (choć ma świadomość, że takie właśnie są fakty) słucha wspomnień starszych ludzi, którzy w młodości mieli pracę i status społeczny, zaś kończą jako zastraszeni staruszkowie dogorywający pośród zgliszczy dawnej prosperity. Książkę polecam serdecznie.

Ale nie o Kongo chciałem napisać tylko o RPA.
Trafiłem ostatnio na kolekcję zdjęć z lat 60-tych, gdzie ówczesny Johannesburg czy Pretoria kwitną. Ulice są pełne samochodów, a ludzie wyglądają jakby wiedli życie spokojne i bezpieczne. Zarówno biali, kolorowi jak i czarni. Obrazki jak z USA albo Europy Zachodniej. Czy to przypomina jakkolwiek Afrykę naszych czasów?



Obrazki pochodzą stąd - http://www.flickr.com/photos/intervene .
Coś nie mogę się od tych zdjęć odpędzić w myślach.
Przedziwna wyprawa w przeszłość i idylliczne wspomnienie raju utraconego. Nie takiej Afryki się przecież spodziewamy. Dzisiaj wygląda ona tak jak tutaj:



To wszystko zdjęcia pochodzące z tego przerażającego bloga traktującego o prawdziwej śmierci Johannesburga - http://deathofjohannesburg.blogspot.com/ . I nie są to bynajmniej jakieś peryferia miasta, ale dawne okolice reprezentacyjne po kilkunastu latach od upadku apartheidu. Dać małpce kraj...
Się naprawdę zdenerwowałem, tym bardziej, że zawsze chciałem pojechać do RPA ale państwo, które chciałem zobaczyć rozpada się na oczach całego świata. Jestem ciekaw zbliżających się MŚ 2010 i tego co świat powie na to co zobaczy na miejscu.
Na ukojenie nerwów muszę sobie posłuchać starego dobrego Boka von Blerka.
Afrikaanhart!