Polonia jednak wygrała w Krakowie i dzięki temu spadek staje się jakby mniej realny. Wszystko się jeszcze może zdarzyć, bo polska liga, co by o niej nie pisać, w tym roku jest emocjonująca do samego końca niczym filmy z Jenną Jameson. Wiadomo, że pewnie wygra Wisła, ale wytypować dwójkę do degredacji jest dosyć ciężko nawet na dwie kolejki przed finiszem.
http://ekstraklasa.tv/ekstraklasa/10,91844,7856326,28__kolejka__Cracovia___Polonia_W__1_2__Skrot_meczu.html
Jak ktoś sobie chce zobaczyć albo przypomnieć, to trzeba wkleić linka na górze, no nie.
Mecz z Cracovią mógł się podobać. Ja naiwnie wierzę, że po trudach tego sezonu, w kolejnym, na stulecie klubu, Polonia będzie grała dobrze i sprawi jeszcze niejedną niespodziankę.
Teraz jednak najważniejsze są wtorkowe derby na K6. Znowu będą emocje, nerwowe spojrzenia w autobusie, który z pracy zawiezie mnie pod stadion (nie powiem jaki ma numer, ale wyprawa dla mnie zaczyna się w okolicach, gdzie tubylcy uznają Kazimierza Deynę za świętego i rysują mu na muralach aureolę nad głową). Wejdą, nie wejdą, mają bilety czy nie mają, będą mieli ze sobą widelce czy nie, i czy to prawda, że przyjdą z koszami truskawek – do tradycyjnych derbowych wątpliwości dochodzą kolejne i kolejne nowe.
Można się śmiać, ale nadchodzi nowe i reklamówka powyżej jest pierwszą jaskółką zmian. Zmian których „zły dotyk” poczują najpierw nasi zieloni rywale z przedmieść i wiosek Mazowsza, ale potem komercjalizacja piłki nożnej rozleje się niczym zupa z cieknącego talerza i zaleje nas wszystkich potokiem gówna. Niestety, ten sport w Polsce czeka droga ku elitaryzacji. Za jakiś czas na nowoczesnych stadionach zasiąda komplety widzów – zmanierowanych, łasych na pamiątki, zjadających grzecznie kiełbaski, siedzących na swoich miejscach ale także szybko się nudzących mizerią wyciekająca z boiska.
W ten sam piątek, no muszę o tym napisać, miała miejsce kolejna gala KSW. Gwiazdą wieczoru był Marian (wiem, że Mariusz, ale Marian do niego lepiej pasuje) Pudzianowski, wschodząca gwiazda MMA, celebryt, ikona, cudowne dziecko Solorza i twarz Polsatu. Trochę szkoda mi tych wszystkich fanów sztuk walki, którzy przez lata grzecznie odwiedzali gale, emocjonowali się przaśnymi pojedynkami w zapoconych salach, własnymi pieniędzmi wydawanymi na bilety pomagali tworzyć ten „sport” od podstaw. Co czują teraz, widząc ową szopkę dookoła?
To powyżej to najnowszy przebój Pudzian Band, w rytmie którego na ring wyszedł ostatnio Marian. Mocne uderzenie, to trzeba przyznać uczciwie. Zrypa czapki z głów. No i te teksty, godne Szymborskiej w kwiecie wieku:
„Słowiański wiatr budzi respekt
Roznosi wszystko co się da
Słowiański wiatr niczym szerszeń
Nie daje tobie żadnych szans”
Piastowska i Polska to jest pszczoła tudzież osa, ale rozumiem, że trudno znaleźć do nich rym, więc im wybaczam tego szerszenia.
Nie mam siły pastwić się nad tym widowiskiem. Samo MMA, szczerzy bądźmy, to sport żywcem wyniesiony z erotycznych fantasmagorii zastępów gejowych. Walkę w postawie bokserskiej to ja jeszcze rozumiem, ale kiedy chłopaki schodzą do parteru to myślę, że niejedno gołębie serduszko staje w towarzystwie innego organu naczelnego. Kiedyś trenowałem zapasy to swoje wiem. Po tym jak pierwszy raz zawalczyłem na macie i poczułem ciepły oddech kolegi na moim kroczu, zrozumiałem razem z moją mamą, że to nie jest sport dla mnie i że nigdy nie będę gejem, to znaczy się zapaśnikiem.
Druga sprawa to cała otoczka. Celebryci w postaci Waldemara Kiepskiego, jednej z sióstr Mroczek czy innych tancerzy i osób, które spały ze znanymi ludźmi, to oczywiście wspaniali ludzie, pełni ciepła i wiedzy. Każdy kraj ma takie gwiazdy na jakie zasłużył. Pod ringiem czołowe miejsca zajmują karczyści chłopcy z miasta. Nieśmało zerkają na cudnej urody blondynki z uśmiechem wskazującym na poważne ubytki kory mózgowej. Wokół gra wesoła muzyka, wchodzący na matę zawodnicy przypominają zastępy cyrkowych kuglarzy – większość z nich nawet pewnie nie wie gdzie do końca są. Wieje wiochą, ale cóż, ludzie to lubią. MMA promuje się na Pudzianowskim, Polsat wywąchał w tym wszystkim spore pieniądze i już tak łatwo sobie nie odpuści owej zdobyczy. Wiec jesteśmy skazani na Mariana jeszcze długo, zanim nie dostanie w mordę. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że cały ten wiejski odpust to zapowiedź tego jak za jakiś czas będzie wyglądała nasza piłkarska liga.
A na ukojenie nerwów, pewnie już to kiedyś prezentowałem, sztandarowa pieśń Olimpiakosu Pireus. Nawet kiedyś byłem na ich meczu to wiem co mówię. A mówię, że chciałbym, żeby już we wtorek z podobnym fanatyzmem „pociągnąć” nową pieśń Polonii na meczu ze zgniło-zieloną truskawką.