poniedziałek, 10 maja 2010

Jak to z przyjaciółką było, czyli wspomnień sadata ciąg dalszy

To są wspomnienia komputerowe sadata. Nie czytaj ich jeżeli w 1994 roku znałeś anatomię koleżanek z klasy lepiej niż ostatnie levele Flashbacka (nie czytaj ich tym bardziej, jeżeli nie wiesz co to jest Flashback).

W moich starczych wspomnieniach zatrzymałem się na roku 1994. Gdzieś w lutym, podczas ferii zimowych do moich domów (tak, tak, tacy jak ja mają ich po kilka) trafiła Amiga 600. Radości nie było końca. Szczęście psuły jedynie smutne oczy mojej eks, więc bez litości spakowałem starą atarynkę do tekturowej trumienki i opchnąłem ją jakiemuś biednemu dziecku za paczkę fajek. Tak się zakończył wieloletni związek. No cóż. W biznesie i miłości nie może być litości, jak mawiają chińczycy.

Nowy komputer był niczym więcej jak nieco odświeżoną wersją Amigi 500, która królowała od drugiej połowy lat 80-tych. Tak naprawdę, była to wersja z jednej strony nieco poprawiona, z drugiej – nieco przycięta względem starszej koleżanki. Ale grało się wyśmienicie. I chyba żadna nowalijka technologiczna do tej pory nie wzbudziła we mnie takiego szoku jak przeskok ze świata 8-bitów w krainę 16-bitowców.

To były jeszcze szalone czasy nieujarzmionego piractwa w Polsce, więc gier było mnóstwo, sprzedawane były wszędzie – w sklepach branżowych, w sklepach z elektroniką, na bazarach, bazarkach, w księgarniach... Tak szczerze, od bodajże 1 stycznia 1994 roku weszła w życie słynna ustawa „anty-piracka”, ale przez ponad rok trudno było powiedzieć, że jakkolwiek jest realizowana w praktyce. Źródełko gier wysychało bardzo bardzo powoli.
Trudno mi nawet wspomnieć te kilka czołowych tytułów, bo nasuwa mi się od razu ich kilkadziesiąt, a kolejna setka puka do bram mej pamięci.

W pierwszej kolejności jednak wymienić muszę Secret of the Monkey Island. Genialna przygodówka LucasFilm, wyrazisty bohater o imieniu i nazwisku, którego nikt nie jest w stanie powtórzyć, wiele humoru, no i ten klimat. Klimat karaibskich wysepek, piratów, przygody czyhającej na każdym kroku. Ładna grafika, wpadająca w ucho muzyka i dużo, dużo śmiechu – po prostu klasyka i najważniejsza gra mojego życia już na zawsze.

Film powyżej jest wyjątkowy, albowiem zawiera… całość gry. Taka ciekawostka dla naprawdę maniaków. Swoją drogą, mam tą grę w nowej wersji na X360 i jakiś czas temu spędziłem nieco czasu w nią grając.

Innym tytułem, który zabrał mi dużo czasu, był Lost Patrol. Gra nieco zapomniana, odbiegająca od ówczesnych standardów. Fabuła była niby prosta – gracz steruje tytułowym zagubionym patrolem, który musi przedostać się przez niebezpieczne tereny Wietnamu do swojej bazy. Sporo emocji, nerwów, nieco strzelania i taktyka walki z przeważającymi siłami wroga. No i atmosfera czającego się niebezpieczeństwa, wzmagana faktem, że sterujemy zespołem ledwie kilku osób.

Główny utwór po dziś dzień budzi we mnie stare emocje. Prawdziwy hit czasów syntezatorów i amigowych przetworników.

Mam też sentyment do jednej z pierwszych gier w jakie na Amidze grałem.

Big Run to wyścigi rozgrywające się na terenie Afryki Zachodniej. Niby nic wielkiego ale rozbudzało to wyobraźnię 13-latka bardziej niż zaokrąglające się kształty koleżanek z klasy. Szczególnie jeżeli samochód w końcu wyglądał jak samochód, a nie pięć pikseli połączonych ze sobą na krzyż, a Afryka miała więcej kolorów niż dwa.

Mógłbym tak jeszcze długo. Był w końcu wspomniany na początku Flashback, był jego protoplasta czyli Another World. Był Lotus, Gunship 2000, Street Fighter 2, Body Blows, Sensible Soccer (który w swoich wszystkich mutacjach zjadł mi najwięcej czasu ze wszystkich gier!!!), Super Frog, Soccer Kid, Fire Force, Lost Vikings, One Step Beyond czy Push Over. I wiele, wiele innych. Niektóre zapamiętałem ze względu na tzw. „grywalność”, inne bo miały piękną jak na tamte czasy grafikę. Były wśród nich także perły, które angażowały mój młodzieńczy umysł złożonością wirtualnego świata. Chociażby jak Dune, w którą się zagrywałem do upadłego. W tym samym mniej więcej czasie czytałem książki Franka Herberta (dzisiaj już chyba nie byłbym w stanie przez nie brzebrnąć).

Ta gra miała jeden z najlepszych soundtracków w dziejach elektronicznej rozrywki. O ile Dune 2, czyli jeden z protoplastów ery tzw. RTS-ów, jest znacznie bardziej znana, dla mnie pierwsza odsłona przygód na piaszczystej planecie jest w absolutnej czołówce po dziś dzień.

Na sam koniec, jeszcze jedna gra z młodości. Diabolik to mało znana produkcja oparta na włoskich komiksach o złodzieju okradającym innych złodziei (co za oryginalność). Szczerze, to nigdy daleko w niej nie zawędrowałem. Sam tytuł zapomniałem i dopiero niedawno na nią trafiłem, ze zdziwieniem krzycząc: przecież w to grałem!


Mój romans z Amigą 600 nie trwał długo. Po jakimś czasie w moim życiu pojawiła się nowa przyjaciółka, ale o tym napiszę już kiedyś indziej.