sobota, 10 lipca 2010

A teraz moje spostrzeżenia na temat MŚ 2010...

Fakt jakoś przespaliśmy te mistrzostwa. Mecze oglądam, w pracy praktycznie o niczym innym nie rozmawia się, mam jakieś swoje przemyślenia ale jakoś nie było okazji, żeby coś o tym napisać. teraz pozapominałem wszystko o czym mógłbym napisać.
Na sam początek przyznam rację Sadatowi, na temat fify. Jest to temat na szerszą analizę, biorąc jeszcze pod uwagę zbliżające się euro w Polsce. Imprezy dzięki, której nic nie zyskamy, tylko wydamy kupę kasy i damy zarobić wyłącznie uefa. To samo jest w RPA. Fifa wydoiła jak tylko mogła ten i tak już zrujnowany kraj. Ale mówię to sprawa na szerszy post, którego dzisiaj się nie podejmę bo też trzeba poszukać trochę tekstów źródłowych. Mogę tylko zapowiedzieć, że po akcji "pierdol wybory" możecie się teraz spodziewać akcji " nie dla euro 2012".
Wróćmy jednak do South Africa 201O.
Jak zawsze na tego typu imprezach na pierwszym miejscu "kibicuję" narodom słowiańskim. "Kibicuję" w cudzysłowie, gdyż kibicuję tylko jednej drużynie, którą jest Polonia Warszawa. Tutaj za to można powiedzieć do kogo czuję jakąś tam sympatie i komu dobrze życzę. Tutaj niestety bardzo zawiodła mnie Serbia. Myślałem, że wśród braci Słowian to oni mają największą szansę wyjść z grupy. Ale jak to bywa w soccerze, nazwiska nie grają na grają drużyny. Serbia ma wszystko czego potrzeba do dobrej piłki. Gwiazdy światowego formatu, sławnego trenera i wielkie poczucie dumy narodowej. To jednak nie wystarczy, kiedy czujesz się nie pewnie ze swoją drużyna i zżera ciebie presja i kiedy piłkarze próbują wyręczyć bramkarza i łapią piłki rękoma. i to w dwóch meczach. A'propos Serbii to podobała mi się scena z meczu z Ghaną, gdy pokazano wyraz twarzy trenera Afrykanów, Serb Milovana Rajevaca, po strzelonych przez nich karnym. Również po końcu meczu, kiedy cały sztab skoczył na niego by się cieszyć i gratulować mu wygranej, on wkurwiony zaczął ich odpychać i udał się czym prędzej do szatni. Mieliśmy tu do czynienia, niemalże z antycznych dramatem, gdzie główny bohater jest rozdarty pomiędzy obowiązkiem a uczuciami. Kiedy płacze po wygranej a klęska byłaby dla niego ulgą. Doprawdy urywek z transmisji meczu może być bardziej symboliczny, przejmujący i mówiący więcej o życiu niż nie jedna książka czy sztuka. Szekspir by lepiej tego nie wymyślił.
Co do reszty naszych pokrewnych. Słowenia była słabiutka ale i tak niemalże nie sprawiła niespodzianki. Anglia miała farta. Chociaż, żeby być uczciwym trzeba powiedzieć, że Słoweńcy też mieli wielkie szczęście czy to gol w meczu z Algierią czy ślepota sędziów w meczu z USA. A na koniec największa niespodzianka czyli awans Słowacji. Po pierwszym meczu chłopaków już skreśliłem widząc wielkie analogie do polskiej repry. jednak miło mnie zaskoczyli pokazując hart ducha, który u nas nigdy nie był widziany. Brawo i gratulacje za mecz z Włochami.
Włochów jak każdy chyba po prostu nie trawię. Jedyną osobą, którą cenię z tej bandy to Buffon. Jednakże, że biedak nabawił się kontuzji to moja nienawiść nie została niczym zmącona. Cieszę się, że dostali po dupie to pierwsze bo to chuje, a po drugie żeby zremisować z zespołem pokroju Nowej Zelandii musieli oszukiwać i wyłudzić karnego.
Tutaj doszliśmy do zespołu, który zyskał moją sympatię. A mianowicie All Whites



nie chodzi o to, że utemperowali Włochów. Chodzi o to, że pochodzą z kraju gdzie piłka nie jest sportem w ogóle popularnym. gdzie dzieciaki od małego chcą grać tylko w rugby i gdzie rugby jest sportem numer jeden i są najlepsi na całym świecie. W kraju gdzie nawet krykiet jest bardziej popularny od piłki. Potrafili pokazać się na mistrzostwach, znali swoje możliwości i nie oczekiwali jakiś cudów. Swoje trzy punty ciężko wypracowali i z nich się niesamowicie cieszyli. Skromni i wyluzowani, którzy mogli liczyć na całkiem sporo grupę równie wyluzowanych kibiców. Kiwi mają podróże do RPA dosyć dobrze opracowane bo często tam jeżdżą za swoją duma czyli All Blacks.

I ostatni z moich faworytów. Kraj z najciekawszym hymnem jaki kiedykolwiek słyszałem



Ci oprócz tego, że mają moją sympatię to jeszcze całkiem daleko zaszli ( co często się wyklucza - moja sympatia rzadko idzie w parze z wynikami sportowymi). Wiedziałem, że dużo osiągnął. Inna sprawa, że mieli w miarę łatwą drabinkę po wyjściu z grupy, ale to tez sami osiągnęli zajmując pierwsze miejsce w grupie.
Co do ćwierć finału. Tutaj w odróżnieniu od Sadata kibicowałem oczywiście Urugwajowi. Mecz dramatyczny i nerwowy. Z reguły takie mecze są dramatyczne dla moich faworytów. Tutaj jednak się udało. I mam dosyć krytykowania Suareza, że zagrał nie czysto. Jakby Ghana wykorzystała karnego, nikt by nawet o tym nie wspomniał. Przecież wszystko było według zasad. Poniósł konsekwencję. Zrobił to co powinien, bronił bramki do końca. To co zrobił to ostateczność, walka do upadłego. Był niczym żołnierz samotnie otoczony przez wrogów, od których nie ma co oczekiwać litości. Który wystrzeliwszy ostatnie naboje, rzuca się na przeciwnika z kolbą karabinu. Żeby jeszcze walczyć, żeby tanio nie sprzedać skóry. Szaleńcza szarża na pewną śmierć. Ghana potem płakała, ale sama sobie jest winna. Przecież podyktowanie karnego przyjęli z radością, więc po co teraz te pretensję.
Dzisiaj Urugwaj gra z Niemcami o trzecie miejsce. I jestem pewien, że ci piłkarze są gotowi walczyć do upadłego. Wydobyć z siebie resztki energii, grać w bojowym szale nie zważając na kontuzję i ból ( swój jak i przeciwników) Bo ta drużyna to wojownicy gotowi zginąć za swoja ojczyznę. i nie zależnie od wyniku będzie można powiedzieć, że dali z siebie wszystko.
Krótko, co do Niemiec. Nie wiem co się stało, ale ten zespół wzbudził we mnie jakieś cząstki sympatii. Ładnie grają i są ZESPOŁEM a bycie zespołem w tej grze jest najważniejsze.