Nie lubię się znęcać nad leżącymi, ale wczorajszy piłkarski wieczór zmusza mnie do tego niehonorowego zachowania. Spędziłem uroczy wieczór obserwując poczynania naszych klubów w pucharach i co tu pisać, muszę się odegrać im za ten czas, z którego mnie obrabowano.
Pacholęciem będąc pamiętam pucharowe potyczki naszych reprezentantów w piłce klubowej. Najczęściej było źle i rozczarowanie towarzyszyło goryczy, ale patrząc z perspektywu czasu, lata 90-te jawią się iście idyllicznie. Nie będę wspominał o tym, że mogliśmy oglądać mistrza Polski w Lidze Mistrzów, bo to sformułowanie wyświechtane niczym anus podstarzałego geja. Ale był przecież nawet półfinał PZP osiągnięty przez pewien niezbyt znany klub, było kilka rund w wykonaniu GKS Katowice. I kilka innych wygranych meczów też było. Już nie wspomnę o tym, że dekadę temu nasza Polonia Warszawa wygrała z Dinamem Bukareszt – dzisiaj byłoby to nie do pomyślenia, bo Rumunia odskoczyła nam na milę morską. Jak się okazuje – podobnie zrobił nawet Azerbejdżan.
I tak żyłbym sobie w tym przekonaniu, że „kiedyś było lepiej”, gdyby nie to, że zajrzałem do statystyk pucharowych. Statystyka jest od zawsze wrogiem dobrych wspomnień!
Co tam ujrzałem? Ujrzałem dno na którym polska liga spoczywa. I to od dosyć dawna. Zmieniają się co prawda nasi pogromcy, ale tendencja szorowania dupą po wodorostach jest jak najbardziej constans. Raz na pięć lat to i kura puści bąka, jak mawiają starożytni rosjanie.
Żeby nie być gołosłownym:
Sezon 1989/90, Ruch Chorzów jako mistrz Polski przegrywa z CSKA Sofia 1:5. Odpada.
Sezon 1989/90, GKS Katowice przegrywa z zespołem z Rovaniemi i odpada w 1 rundzie pucharu UEFA.
Sezon 1990/91, Lech Poznań jako mistrz Polski przegrywa z Marsylią 1:6. Odpada, ale trzeba wspomnieć o tym, że wcześniej gładko przechodzi Panathinaikos Ateny!
Sezon 1990/91, GKS Katowice przegrywa z Bayerem Leverkusen 0:4. Odpada w 2 rundzie pucharu UEFA, ale żeby tam dotrzeć trzeba było wygrać tylko jeden dwumecz.
Sezon 1991/92, Zagłębie Lubin jako mistrz Polski odpada po walce z Broendy. Duńska liga należała wtedy do półamatorskich.
Sezon 1992/93, Lech Poznań jako mistrz Polski odpada po walce z IFK Goeteborg.
Sezon 1992/93, Widzew Łódź przegrywa z Eintrachtem Frankfurt 0:9, to mój ulubiony wynik polskiego zespołu.
Sezon 1992/93, GKS Katowice odpada po meczach z Galatasaray. Wtedy liga turecka = liga azerska dzisiaj (prawie).
Sezon 1993/94, Lech Poznań jako wiadomo kto przegrywa ze Spartakiem 1:5. Odpada!
Sezon 1994/95, Legia przegrywa w dwumeczu z Hajdukiem Split w typowym dla siebie, słabym stylu.
Sezon 1994/95, Górnik Zabrze zmiażdżony przez silną Admirę Wacker. Odpada.
Sezon 1994/95, GKS Katowice po przejściu trzech rund, dostaje łącznie osiem bramek od Bayeru Leverkusen, żeby nie było wątpliwości, że to przypadek był.
Dalej mi się nie chce – nie ma po co. Jeżeli jakiś zespół pominąłem to najpewniej dlatego, bo odpadł z zespołem wyraźnie mocniejszym, albo odpadł w przyzwoitym stylu z zespołem sobie równym.
Wszelkie Borki, Kołtonie i inne dziennikarzyny nie mają racji narzekając, że poziom polskiej ligi opada. On zawsze jest taki sam. Różnica polega na tym, że obecnie mamy okazję grać z zespołami egzotycznymi. A w krwi mamy przegrywanie z każdym. Kiedyś mieliśmy szczęście trafiać na bardziej wymagających rywali, a obecnie cóż. Przegrywamy z tym kogo rzuci nam los. Ja tu nie widzę żadnej degradacji. Zawsze było podobnie i rzut oka na dane historyczne jedynie w tym utwierdza.