Tak, nadszedł ten czas. Milczeliśmy do tej pory bo trochę zajęci byliśmy, głównie piciem i imprezowaniem. Ale wróciłem już z Polski więc w końcu mogę coś napisać. Sadat za to napisze pewnie coś dopiero w przyszłym tygodniu gdyż on będzie nadal pił ale tym razem nie prywatnie lecz zawodowo. Oj, ciężki był miniony weekend( który dla mnie trwał od piątku do wczoraj) i intensywny. W piątek byłem na meczu koszykówki Polonia Warszawa rocznik 98 aby dopingować mojego siostrzeńca. Gra była zawzięta i porywająca. Poloniści wygrali 74 do 38 z UKS Puławski. Chociaż trzeba przyznać, że mimo wyniku końcowego mecz był ekscytujący i do 3 kwarty wyrównany. Puławski nawet w 2 kwarcie prowadził. Nawet był doping, mały młyn uformował się na ławce rezerwowych. Nie zabrakło tez jak na każdym meczu Polonii, niezależnie od dyscypliny czy rocznika, polonijnego dziadka. Zawsze na Konwiktorskiej jakiś dziadek się znajdzie, który będzie mówił, że przegrywając w drugiej kwarcie Polonia nie wygrała od 67 roku. Była też ekipa mocniejszych wrażeń czyli rodzice, którym się marzy, że ich syn będzie drugim Marcinem Gortatem. Czyli po za wrzaskiem trenerów co chwila było słychać krzyki i porady tatusiów, którzy wiedzą lepiej niż ich dzieci jak się gra w kosza. Zamiast przelewać swoje frustracje i niespełnione ambicje sami by mogli wziąć piłkę i sobie pograć z podobnymi sobie sportowcami. Ale wiadomo to jest sport, ja tam nigdy sportowcem nie byłem, więc się nie znam. Może wielka presja rodziców i szantaże emocjonalne pomagają 11-to letnim dzieciom w rozwoju, kto wie? Albo dzieci mają to kompletnie w dupie. Ja zapytałem się siostrzeńca czy to, że trener ich opierdala cały czas go nie zniechęca do koszykówki, powiedział że on w ogóle tego nie słucha tylko gra. I chyba w tym jest metoda, dlatego uważam, że główną cechą dobrego sportowca jest umiejętność bezproblemowego olewania ludzi.
Następnie tuż po meczu musiałem lecieć na imprezę i tam niestety pić alkohol. Następnie w sobotę miałem iść na mecz Polska-Belgia w rugby ale z powodu kaca i ogólnego rozleniwienia mecz obejrzałem w telewizji. Potem jeszcze nieco słaby musiałem iść na ślub i wesele. To kolejne imprezowanie i picie. Po weselu nad ranem z paroma innymi polonistami i z moją narzeczona wylądowaliśmy w parku gdzie wypiliśmy to co dostaliśmy od państwa młodych nad ranem. Rozeszliśmy się do domów gdzieś tak o 9 rano, mieszając się z tłumem wychodzącym właśnie z porannej mszy. wstałem gdzieś o 15 w całkiem dobrym nastroju a już o 17:30 byłem umówiony z kolegą Sadatem na spotkanie redakcyjne. Ale dzięki temu utrzymałem stały poziom alkoholu we krwi co spowodowało, ze nie miałem żadnego kaca. A do środy to załatwianie różnych spraw, spotkania ze znajomymi i takie tam. Wracaliśmy za to do Dublina z Bydgoszczy, co trochę nas zmęczyło a to co działo się przy odprawie Ryanaira to nadaje się na zupełnie osobne wypracowanie. Powiem tylko, że brakowało kóz i klatek z ptactwem i hinduskich policjantów z długimi kijami do rozganiania tłumu.
Skoro już i tak pojawił się motyw polonijny a przypomniała mi się wyśmienita anegdotka o tym jak do nieistniejącego już klubu Galeria Off wpada ekipa Teddy Boys i pyta się właściciela czy to prawda, że do jego lokalu przychodzą poloniści. Na to właściciel będąc osobą niezwykle kulturalną, wykształconą i uprzejmą ale zupełnie nie orientującą się w uliczno-kibicowskich klimatach odpowiada:" ależ oczywiście, przychodzą również do na studenci filozofii i historii a nawet jeden doktor prawa u nas bywa"
Żarty na bok moi mili, zresztą ostatnio obiecywałem, że coś napiszę co nie dotyczący piłki ani Polonii. Dlatego tez napiszę coś o polityce, tej raczej mniejszej ale zahaczającą o tą większą. Wyobraźcie sobie, że niegdyś razem z Sadatem byliśmy aktywistami politycznymi. Aktywistami to może za dużo powiedziane ale działaliśmy w pewnym stowarzyszeniu politycznym skupiającym ludzi o szeroko pojętych poglądach prawicowych. Tak więc byli tam i monarchiści, endecy, chadecy, konserwatyści, liberałowie, narodowcy, libertarianie, prawicowi anarchiści i dużo, dużo innych dziwnych ludzi. Ponieważ było to stowarzyszenie i jego członkostwo nie zabraniało być równoległe członkiem jakiejś partii czy jakiejkolwiek innej organizacji przewijało się przez nie mnóstwo indywidualności. Dlatego światek prawicowej kanapy przełomu XX i XXI wieku był nam dobrze znany. Dlatego zdarzało nam się pić z ludźmi Rydzyka i Giertycha i dobrze poznaliśmy kulisy konfliktu tych dwóch panów, piliśmy też z kolesiami którzy teraz jakiś tam stołków dochrapali się w PiSie czy PO, znamy kulisy ranienia nożem pewnego polityka, wiemy co jeszcze sztab Kaczyńskiego, oprócz dziadka z Wermachtu chciał wykorzystać przeciwko Tuskowi ale zrezygnował z tego. Wierzcie mi, że po tym wielu Polaków straciło by do naszego premiera sympatie. Nie są to wielkie tajemnice ale też nie są to rzeczy ogólnie znane.
Również w tym stowarzyszeniu stawialiśmy swoje pierwsze kroki w marketingu politycznym. Naszą pierwszą kampanią była kampania człowieka który teraz jest szychą w warszawskim PiSie a wtedy startował w lokalnych wyborach z ramienia koalicji PC-ROP. Na czym polega polski marketing polityczny, szczególne ten na szczeblu lokalnym? Otóż polega on na zalepieniu całego miasta swoimi plakatami. Najważniejsza jest pora akcji, trzeba trafić w ten czas kiedy jedni już skończyli kleić a drudzy jeszcze nie zaczęli i żeby ludzie idący do pracy zobaczyli twoje plakaty. Ogólnie można powiedzieć, że idealny czas to jest między 3 a 5 godziną nad ranem. Wygląda wiec to tak, że zbiera się chłopaków im więcej tym lepiej i napierdala się plakaty wszędzie gdzie popadnie. Im więcej tym lepiej, gdyż nawet jak konkurencja ciebie zaklei to jest szansa, że jakieś plakaty na pewno zostaną widoczne. Dlatego często można zauważyć płot albo mur, na którym jest obok siebie z 20 takich samych plakatów. Komuś mogłoby się wydawać to bezsensowne ale to celowe działanie. Przy okazji trzeba uważać na policje, straż miejską, firmy ochroniarskie i inne sztaby wyborcze. Tak jak raz na Rondzie ONZ. Biegamy ubrani na czarno gdzieś o 3 w nocy i zaklejamy co tylko popadnie, gdy nagle wbiega jakaś ekipa i zrywa plakaty naklejone przez znajomego. U nas zwarcie szyków i pyskówka co się dzieje. Szef tamtej ekipy krzyczy, ze już zawiadomił kolesi z Młodzieży Wszechpolskiej i zaraz wpada 20 skinów i wszystkich nas napierdolą. Okazało się, że zaczęliśmy zalepiać plakaty jakiegoś obywatelskiego sztabu wyborczego powiązanego z Radio Maryja. To się chłopaki wkurwili i przybiegli. Na początku pyskówka, jeden z naszych podjął się mediacji, gdyż jakoś tych 20 skinów się nie pojawiło. W końcu jakoś się dogadaliśmy, zaleźli się wspólni znajomi, bądź co bądź PC-ROP aż tak daleko od maryjnych klimatów nie byli i podzieliliśmy między siebie teren. I kto mówi, że polska prawica nie potrafi się porozumieć.
Dalszy ciąg o polityce i naszej działalności jeszcze będę pisał gdyż wiele się wtedy o polityce nauczyłem. Przede wszystkim tego, że jak mówi jedna z teorii polityki, podstawą polityki jest konflikt, bo gdyby wszyscy się zgadzali polityka byłaby niepotrzebna. Ale to już temat na następny post.