wtorek, 17 sierpnia 2010

Aptekarski gamoń w żółtym strikes back

Stare piłkarskie przysłowia mawiają, że niewykorzystane sytuacje się mszczą, a jeżeli Legia sama nie da rady wygrać meczu to zawsze może liczyć na pomoc gamiona w żółtym.

Wczorajszy mecz z Cracovią oczywiście mnie mocno zdenerwował – w sumie to mnie wszystko denerwuje, więc można powoli darować sobie tego typu wstawki. Pasiaki miały sporą szansę przejechać się po Wielkiej Legii, ale niestety, podobnie jak my sezon (i dwa i trzy) temu, nie miały ku temu napastników. Wątłe 0:1 dla Cracovii nie miało szansy się utrzymać, ale końcowe sekundy to dla mnie skandal.

Ja wszystko rozumiem. Rozumiem, że stadion jest nowy, a Walter zapłacił za emocje do samego końca. Ja rozumiem, że sędzia wziął za zwycięstwo, a uczciwość nie pozwala mu przekręcić. W końcu jak się bierze za zwycięstwo, to wygrana musi być, tak?

Ale jednak trochę niesmaku mi pozostaje. Przypomnijmy fakty – w ostatnich sekundach meczu bramkarz Cracovii, Cabaj, przetrzymuje piłkę w dłoniach dłużej niż regulaminowe sześć sekund. Gdy wybija w końcu piłkę (po niesamowicie długich jedenastu zdaje się sekundach), rozlega się gwizdek i sędzia dyktuje rzut wolny pośredni z linii pola karnego. Taki rzut to jakieś 75% karnego, a więc spora szansa na bramkę. No i gol pada. Na pachnącym świeżością stadionie rozlega się szał radości, bo Wielka Legia odnosi triumf. Nieważne że smród przekrętu aż kręci w nosie.

Można powiedzieć, że Cracovia sama sobie była winna. Racja. Można i należy się wiecznie pilnować, bo przecież gamoń w żółtym w każdej chwili jest w stanie wyciągnąć jakiś przepis i podciągnąć go pod zaistniałe boiskowe fakty. Ale chyba nie o to chodzi. Przepisy są tak skonstruowane, żeby sędzia piłkarski miał możność samodzielnego oceniania czy dane zachowanie podpada pod paragraf czy nie. Dlatego też nie każdy faul jest gwizdany, bo faulem nie jest każde dotknięcie rywala, nawet mocniejsze. Faulem nie jest każda ręka. Nie każdy nieudany wślizg kończy się wolnym i reprymendą. Nie każda gra na czas kończy się kartką. Nawet nie każdy offsajd kończy się gwizdkiem. Klauzule generalne w przepisach dają możność interpretacji zgodnie z duchem gry. Sędzia Daniel Stefański o nim wyraźnie zapomniał, gdy w ostatniej sekundzie dyktował wolny pośredni. Miał chyba świadomość, że najpewniej spowoduje to zmianę wyniku. Miał czy nie miał? Pamiętajcie, że jest tylko gamoniem w żółtym, ale nawet gamonie posiadają inteligencję i wyobraźnię.

Inna sprawa że ten przepis jest rzadko stosowany. Ale jest. Teraz rozumiem każdy będzie liczył po cichu sekundy kiedy piłka znajduje się w rękach bramkarza. A po upływie sześciu rozlegnie się gwizdek i „lex legia” wejdzie w życie kolejny raz. No chyba, że jest zarezerwowana tylko dla wyjątkowych sytuacji, np. takich gdy zdecydowany faworyt nie może sobie poradzić z outsiderem.