Wojny polsko-ruskiej nie czytałem, ale gdybym czytał to by mi się pewnie nie podobała. Po prostu, nie lubię artystycznego bełkotu i chłamu, który próbuje udawać, że ma jakieś ambicje. Albo co gorsza, wcale nic nie udaje, ale jakiś napalony krytyk coś w nim wypatrzył, coś zdefiniował, wyłuszczył, podkreślił, rozwinął i w ten sposób powstaje dzieło żyjące własnym życiem. A zwykły człowiek na to patrzy i się zastanawia "o co tu kurwa może chodzić".
Trailer w ogóle nie oddaje prawdy o filmie i jako taki jest całkiem zabawny, jeżeli zestawimy go z rzeczywistością:
Zawsze powtarzam, że jak bracia Lumiere kręcili Polarnego Ogrodnika, to nie chcieli na widzów przełożyć swojej traumy, wprawić ich w depresję, podzielić się swoimi psychozami. Mieli na celu to by widza bawić i oderwać od rzeczywistości. Tzw. kino ambitne męczy mnie wywodami, dłużyznami i cierpiętniczym tonem. Jeżeli dodatkowo film stara się moralizować i czyni to nieudolnie, to zaczynam nie tylko się męczyć ale i pojawia się po prostu zażenowanie. Może się to komuś podobać albo nie - tak to już mam i chuj Wam do tego.
Co do Wojny, to wymęczyłem się solidnie. Borys Szyc gra oczywiście dobrze, Sonia Bohosiewicz wciąga zupkę nosem i też wypada świetnie. Realizacja filmu, gdyby nie kilka efektów specjalnych, można by powiedzieć, że pierwszorzędna i bardzo mało "polska". Tylko że zupełnie nie wiem o co tam chodzi. Masłowska coś sepleni pod nosem i mam wrażenie, że ktoś kiedyś wziął ten bełkot za deklamację godną Mickiewicza, tymczasem... nuda po prostu. Nie mam do autorki pretensji, to nie ona się wykreowała na wieszcza przecież.

O moim stosunku do filmu niech świadczy zestawienie dwóch recenzji. Gazeta Wiewiórcza rozpisała się na kilka szpalt, analizując i używając słów skomplikowanych w celu zachwycenia się arcydziełem. Nie przeszkadzają jej dłużyzny i ogólny chaotyczny bełkot całości. Dla niej ważne jest to, że film zadaje pytania, szuka odpowiedzi i "motywuje do myślenia". Przekrój z kolei, poświęcił Wojnie mniej niż Junior Page'a, wspominając jedynie, że całość ma trudne do zniesienia artystyczne zadęcie, które nie maskuje tego, że za matriksową otoczką, nie ma do zaoferowania nic więcej.
Dla mnie Wojna to typowy film dla snobistycznych onanistów. Pewnie w dobrym tonie jest go zrozumieć, przetrawić i rozmawiać o nim w gronie swoich przyjaciół. Z pewnością warto szukać porównań do reżyserskich dokonań ojca reżysera Wojny - taka Szamanka chociażby, co to był za film przecież, a jego znajomość tylko potwierdzi nas status społeczny. Acha, no i pamiętajmy, że nie wypada się śmiać na seansie. Wojna to film ciężki, smutny i egzystencjalny. Tylko tępy dresiarz może potraktować go jako kopalnię cytatów (Skąd znasz moją ksywę - a mówili w telewizji przemysłowej). Nieważne, że Borys Szyc rozmawia na początku ze swoim penisem, a dresiarza Bohosiewicz szukając bielinki rozwala wszystko dookoła.
Generalnie - ciężki film dla ciężkich ludzi. Wymęczyłem się okrutnie.