Juve, ale nie od słynnego Juventusu Turyn, ale od Juvenes/Dogana z San Marino.
Dzień był duszny und upalny. Pot lał się z człowieka, a chłopacy jeszcze do tego musieli biegać po boisku, by zabawiać znudzoną gawiedź żądną igrzysk. Publiką wymagającą to my nie jesteśmy. Po 4:0 z kelnerami dziękowaliśmy skórokopom jak to zawsze mamy w zwyczaju. Ciekawe co oni sobie o nas myślą? Czarni kulturalni i do tego mamy małe wymagania – zapraszamy do KSP wszystkich miernych piłkarzy, tu doceniamy nawet to, że prosto kopiecie piłkę i udajecie, że Wam się chce (od czasu do czasu, bo przecież nie zawsze).
Na uwagę zasługuje bramka Mierzejewskiego, no naprawdę - stadiony świata. Pewnie mu zeszła...
Teraz kolejny rywal – już za tydzień, to NAC Breda.
Emocje będą większe, chociaż jakoś nie wierzę w to, że możemy przejść holenderskiego średniaka. Za wysokie progi raczej. I raczej to nie oni z nami wygrają, o ile my przegramy z nimi. Wiecie o co chodzi. Są takie mecze i zespoły, które przegrywają same z siebie i są takie, które nie wygrywają, ale pozwalają innym ze sobą przegrać. Taką mam filozofię futbolu.
Liczę jednak na pełen stadion. Chociaż i wczoraj źle nie było. Ponad 3000 osób jak na porę meczu i klasę rywala, to sensowny wynik. Bywało gorzej :-)
piątek, 24 lipca 2009
Juve na kolanach!
Etykiety:
curva mortale,
Dogana,
European League,
football,
Italy,
Juvenes,
komentarz,
liga europejska,
loża szyderów,
piłka nożna,
Poland,
polonia,
puchary,
San Marino,
UEFA,
Warsaw,
warszawa