Dawno temu obiecywałem, że popiszę jeszcze o naszej działalności politycznej. Najwyższy czas dotrzymać słowa, zwłaszcza że wątek polonijny ostatnio zdominował nasz blog. Pisałem już w poście "Pora przerwać milczenie", że swego czasu byliśmy aktywistami pewnej organizacji politycznej skupiającej ludzi, o ogólnie pojętych, poglądach prawicowych. Można rzecz, że na prawo od nas był już tylko mur. Nie będę już wymieniał jakie poglądy były tam reprezentowane gdyż uczyniłem to już we wspomnianym poście. A na czym polegał ten nasz aktywizm? W dużej mierze na piciu alkoholu. Oczywiście alkohol był tylko tłem do poważnych dyskusji politycznych i ideologicznych ale ogólnie był bardzo przydatnych gdyż tematy tam poruszane miały dosyć wysoki poziom abstrakcji. Dlatego też była to wspaniała szkoła erystyki i retoryki. Wiadomo, że
"Chodzi mi o to, aby język giętki
Powiedział wszystko, co pomyśli głowa;(...)"
a aqua vita pomaga językowi być jeszcze giętszym. tak też wytworzyła się nasza frakcja w owej organizacji. Ogólnie można powiedzieć, że były dwie grupy wpływu i wielu lawirantów, którzy kursowali od jednej do drugiej. Były też osoby neutralne, które się w spór nie angażowały. Podział ten, od biedy, nazwijmy na pragmatyków i ideologów. My z Sadatem należeliśmy do stronnictwa ideologów, gdzie dominowały radykalne poglądy konserwatywno-chrześcijańskie z dużym wpływem idei wolnościowych. Dla osób nie obeznanych w świecie kanapowej prawicy ta mieszanka może brzmieć dziwnie, ale zaręczam, ze takie poglądy nie są niczym takim nadzwyczajnym. Nie oznacza to, że grupa pragmatyczna nie była konserwatywno-chrześcijańska, oczywiście że była tylko w nieco inny sposób. W sumie tak szczerze powiedziawszy ideologicznie nie było między nami różnicy, różnice polegały raczej w formie działania. Grupę pragmatyków stanowili ludzie nastawieni na karierę polityczną, naszą ludzie raczej wyluzowani. Powinienem tutaj dodać, że jak zwykle to bywa podział wypłyną na postawie konfliktu osobowościowego i ambicjonalnego dwóch czołowych postaci organizacji.
Tak to bywa moi drodzy i na tym polega polityka. Bez konfliktu nie ma polityki, bo czymże innym ona jest jak nie narzędziem osiągnięcia swoich celów? My również uczestniczyliśmy w tej grze, a jakże! Tylko, że na swój, dosyć leniwy sposób. Co prawda nasz przywódca ( nazwijmy go tak dla potrzeb tego postu) widział dla nas przyszłość ale my mieliśmy swoi pomyśl na działanie. Woleliśmy być warchołami, klientami i figurantami naszej frakcji, nawiązując do jakże bliskich naszemu sercu sarmackich wartości. na konwencjach i innych zebraniach z reguły pojawialiśmy się na potężnym kacu, głosując tak jak "trzeba było", jeżeli o obstrukcję obrad czy pieniactwo byliśmy zawsze gotowi. Sprawiało nam to, szczerze powiedziawszy frajdę, bo zaczęliśmy się nieco dystansować od tej całej polityki. Nie chcieliśmy być politykami gdyż to kosztuje człowieka zbyt dużo. Nam się podobały spotkania, dyskusje i popijawy, które kończyły się z reguły sarmackimi i narodowymi pieśniami i wyrażaniem szczerej chęci na odbicie Wilna i Lwowa. tak jak król Stasio miał obiady czwartkowe to my mieliśmy piątkowe popijawy w mieszkami naszego wodza. To były niezłe imprezy, piło się bardzo dużo, śpiewało można było zobaczyć na przykład młodego adepta Opus Dei rzygającego sobie na buty albo podsłuchać jak zaufany człowiek Rydzyka prze telefon soczyście rozmawia ze swoja kochanka. Wspaniałe czasy nie ma co!
Później to zaczęło się rozmywać. Początkiem końca był mały zamach stanu w naszej organizacji. My tez braliśmy w tym udział, a jakże! Ludzie z naszej frakcji zwołali nadzwyczajna konwencję pod nieobecność prezesa organizacji tak więc na tej konwencji pojawić się nie mógł. Prezesem był wtedy przywódca przeciwnej grupy. Tam zostały przedstawione pewne materiały go kompromitujące i jedna osoba od nas złożyła wniosek o głosowanie o odwołania prezesa. tego nie było więc nie mógł się bronić. Wniosek o głosowanie przeszedł i dzięki kuluarom, obietnicom i układom prezes został odwołany. I to jest właśnie polityka! Sprawa ogólnie pozostawiła niesmak. jak człowiek sobie pomyśli, że takie akcje odchodzą w organizacjach liczących 500 osób to co musi się dziać w partiach masowych albo parlamencie? jednak przyszłych polityków makiawelistów, chce uprzedzić, że to jest broń dwusieczna. Ponieważ cała sytuacja była dosyć kontrowersyjna nasz wódź stracił na popularności. W sumie sam się tego spodziewał i był na to gotowy. Dlatego też na przyszłego prezesa nie on kandydował ale inny człowiek z naszej grupy. Ale niesmak pozostał i nasz człowiek przegrał a wygrał człowiek pozornie niezależny. Jednak co się okazało po czasie zbliżył on się jednak do naszego wewnętrznego rywala. czyli porażka na całej linii.
Przestaliśmy się pojawiać na zebraniach, atmosfera była ciężkostrawna. Sadat zaczął pracować ja wyjeżdżać za granicę i jakoś przestaliśmy działać w organizacji. Kontakty prywatne jednak zostały. Co jakiś czas spotykamy się z naszą grupą i dobrze się bawimy. Nasz wódz działa i dobrze sobie radzi, ale już gdzie indziej. Jego przeciwnik też daje sobie radę w warszawskim PiSie. co jakiś czas gdzieś w wiadomościach czy gazetach widzę twarze, które przewinęły się przez naszą organizacje. Sama organizacja coś tam działa i nawet chyba się rozwija ale straciliśmy zainteresowanie i nie śledzimy jej losów. W sumie to nawet byśmy nikogo teraz tam nie znali.
jakbyśmy bardziej się zaangażowali to kto wie, może byśmy byli teraz figurantami w sejmie albo coś dobrego w samorządzie by się znalazło. Ale swoją szanse zmarnowaliśmy, w sumie w pełni świadomie. Dzisiejsza polityka to nie dla nas. nam by odpowiadała szlachecka demokracja czyli Święta Anarchia z szablą w dłoni. I prać hołotę po łbach, kiedy głupia i nie rozumie co dla Rzeczpospolitej jest dobre.