Wróciliśmy i przeżyliśmy chociaż trzeba powiedzieć nie zawsze było łatwo. Sama droga do Podgoricy nie obfitowała w jakieś tam specjalne wydarzenia, jedynie samolot w Budapeszcie miał małe opóźnienie ale zupełnie nie wpływające na naszą podróż. Podgorica przywitała nas dosyć ładnych i nowoczesnym lotniskiem, gdzie wzięliśmy luksusową taksówkę ( innych nie było), która za rozsądne pieniądze dowiozła nas do hostelu. Tam już luksus się skończył. No cóż nie wiem jak to napisać, ale nigdy w życiu nie widziałem czegoś takiego za co trzeba płacić. Oczywiście widziałem takie warunki i sypiałem w ich ale to były z reguły zapuszczone działki znajomych albo jakieś leśniczówki gdzie jechało się na noc lub dwie mocno zabalować. Ale żeby za coś takiego płacić? Nie weźcie nas za jakiś królewiczów, gdyż naszego miejsca spania nie przyjęliśmy z oburzeniem a raczej z rozbawieniem. W sumie mieliśmy tam spędzić jedną noc. Było gdzie się położyć i wziąć prysznic więc daliśmy jakoś radę. Gospodarzem tej chaty, szumnie nazwanej hostelem, był stary, amerykański hipis co mogłoby tłumaczyć taki a nie inny stan tego przybytku. W końcu liczy się dusza, co nie?
Co do samej Podgoricy, to w sumie nie mam czego opisywać. Tym razem przewodniki słusznie mówią, że nie ma co sobie tym miastem zawracać głowy bo tam nic nie ma i należy je traktować raczej jako węzeł komunikacyjny. Dlatego też i my stwierdziliśmy, że nie ma co przeciągać tam pobytu i należy następnego dnia z samego rana pojechać na wybrzeże. w tym przekonaniu utwierdziły nas późniejsze wydarzenia.
Zjedliśmy cevapcici, napiliśmy się piwka i rakiji i byliśmy gotowi, żeby iść na mecz. Okazało się to trudniejsze niż myśleliśmy, gdyż człowiek z Polonii odpowiedzialny za rozdanie biletów nie widział dokładnie gdzie się ma z nami umówić i powiedział, że pod sektorem C. Problem polegał jednak na tym, że każda trybuna miała sektor c. Dlatego też błąkaliśmy się pod stadionem jak te ciołki co w końcu zwróciło na nas uwagę miejscowych fanatyków Varvari szczególnie, że podeszliśmy pod ich trybunę. ale nie skończyło się tak źle, nawet trzeba powiedzieć, że jak na zaistniała sytuację wyszliśmy bardzo obronną ręką. W końcu żyjemy i nie jesteśmy kalekami, co nie było takie pewne biorąc pod uwagę, że jak później się dowiedzieliśmy, piątka naszych kibiców z ledwością uratowała skórę barykadując się w pubie. Ogólnie trzeba przyznać, że miejscowi mieli jakieś szczególne parcie na nas. Nie wiem o co im chodziło bo w sumie nic nawzajem o sobie nie wiedzieliśmy. ale cóż wiadomo, stadion to nie filharmonia. Ale można było sobie pomyśleć, że jesteśmy jakąś ich solidną kosą. Ale jebać ich, przecież nie będziemy się przejmować jakimiś pasterzami. Sam mecz fajny. Wygraliśmy, trochę dopingowaliśmy, nie mieliśmy jednak szans zaistnieć przeciw 1000 osobowemu, aktywnemu i dobrze synchronizowanemu młynowi Varvari. Doping z ich strony bardzo dobry a w przerwie meczu leciała całkiem niezła muza. Radość z wygranej była tym większa, że był to jedyny sposób w jaki mogliśmy odegrać się na napinających i ziejących nienawiścią do nas gospodarzy. Mam nadzieję, że w Warszawie rozjedziemy ich z 4 do 0. Szkoda, że po zwycięstwie nie odspiewaliśmy tej piosenki.
A tu taka mała prezentacja Varvari
Po meczu udaje nam się wydostać z obstawy policyjnej i dojść bezproblemowo do naszego hostelu, który od stadionu oddalony był ze 100 metrów. Na miejscu okazało się, że nocować będą tam jeszcze inni Poloniści. Nie mili oni jednak takiego "luksusu" jak my. My mieliśmy oddzielny pokój a oni spali w pokoju zbiorowym na podłodze. jeszcze trochę pogadaliśmy przy papierosach( jakoś nikt nie miał zbytnio ochoty wychodzić po alko na miasto) i dosyć wymęczeni podróżą, upałem i emocjami poszliśmy spać.
W piątek rano bez żalu opuściliśmy Podgoricę i udaliśmy się na wybrzeże. Tam po kolei zwiedzaliśmy Kotor, Herceg Novi i na końcu Dubrownik. Ale opis tej części podróży zostawię Sadatowi, gdyż on spojrzy na to świeżym okiem, gdyż ja w tych miejscach byłem w zeszłym październiku. Od siebie napiszę, że było bardzo dobrze i wakacyjnie, dobre jedzenie, picie i pogoda. Pogoda to aż za dobra, w związku z czym do Dublina, poza wspomnieniami, powróciłem z poparzeniem słonecznym. Ta podróż utwierdziła mnie w przekonaniu, że Czarnogóra jest wyśmienitym miejsce na wakacje. Oczywiście oprócz Podgoricy.......