czwartek, 23 lipca 2009

Magia nazwy i pożegnanie z Dinamo.

Sezon pucharowy w pełni i Polonia cały czas w grze. Dzisiaj mecz z Juvenesem, który mimo wszystko Polonia powinna wygrać a nawet jak się kompletnie skompromituje i zremisuje go to i tak przechodzi dalej. W 3 rundzie czeka nas pojedynek z NEC Brada. Miałem małą ochotę na ten wyjazd ale niestety szara rzeczywistość mocno zweryfikowała moje plany. Dlatego dla pocieszenia postanowiłem się wybrać na na dwa międzynarodowe mecze odbywające się w Dublinie.

Shelbourne FC - Millwall FC 0:1

Wieść o tym meczu zelektryzowała mnie. Wiadomo jak działa magia nazwy, człowiek zaczyna sobie wyobrażać jak to przyjadą dzikie hordy z Midwest. W sumie nie wiele jest takich klubów, które mimo nie najwyższych wyników sportowych są tak rozpoznawane. Nawet moja narzeczona zna Millwall, a to już coś oznacza. Pod względem sportowym niczego wielkiego nie oczekiwałem - wiadomo pierwszoligowiec irlandzki ( druga klasa rozgrywek w Irl.) gra z wiecznych pierwszoligowcem angielskim ( trzecia klasa rozgrywek ang.). Liczyłem za to na sławetnych kibiców z Londynu. Jak to jednak bywa los bywa przewrotny i złośliwy. Fanów Lwów było nie wielu, dużo rodzin nic nie śpiewali, rozsiedli się po całej trybunie i ginęli wizualnie wśród krzesełek. Totalny piknik. Jest to poniekąd zrozumiane gdyż był to tylko mecz towarzyski i odbywał się we wtorek ale miałem nadzieje, że dogodność i niskie ceny w połączeniach miedzy Dublinem i Londynem pozytywnie wpłyną na ich frekwencje.
Fani miejscowi zajmujący sektor za bramką utworzyli mały, w porywach, 30osobowy młynek ( jak to się w polskiej, kibicowskiej nomenklaturze zwykło mawiać- młodzieżowego składu). Trybuna równoległa na, której ja siedziałem, nawet w miarę pełna, ale zupełnie cicha. W sumie nie ma się czemu dziwić gdyż Shelborne do gigantów nie należy, jest klubem na półamatorskich, gdzie przychodzą głownie znajomi i krewni zawodników.
Mimo widocznych różnic i tego, że to Millwall było faworytem mecz był w miarę wyrównany i zacięty. W sumie różnice było widać gołym okiem, zawodnicy gospodarzy to głownie amatorzy, różnego wieku i budowy fizycznej, moim ulubieńcem był obrońca, który mierzył coś ze 165 cm i miał koło czterdziestki. Millwall to typowi zawodowcy, po prostu wyglądali na takich. ale jak już pisałem mecz był zacięty i tylko głupi błąd i samobój dał prowadzenie gościom. Muszę jednak powiedzieć, że ogólnie byłem trochę zawiedziony. Kibiców gości nie było gra też porywająca nie była dlatego tez jak typowy wyspiarki kibic zająłem się dodatkową rozrywka czyli

Mmmmmmmm, battered sausage and chips. czyli panierowana kiełbasa i frytki. Jest to tradycyjne danie podawane w chipperach czyli budkach z fish and chips. Jest to to sama panierka w której robi się rybę. Oczywiście bardziej klasycznie by było gdybym wziął rybę ale rybę jadłem w piątek i była znacznie droższa od kiełbasy. To oczywiście szczodrze posypane solą i polane octem. Pyszności.



Bohemians FC - Salzburg FC 0:1

Następnego dnia ( czyli wczoraj) wybrałem się na mecz eliminacji do LM. mecz spotkał się z dużym zainteresowaniem, dlatego zdążyłem kupić bilet na trybunę za bramką, która z reguły jest zamknięta i powieszone są tam flagi gospodarzy. Tym razem flagi były na trybunie na drugą bramka, której w żaden sposób nie dało się dostosować do przyjęcia kibiców, nie ma siedzeń i jest porośnięta krzakami. Frekwencja była tak duża, że nawet trybuna, która jest przeznaczona dla gości, teraz była zajęta przez gospodarzy. Kibice z Austrii dostali za to sektor na skraju trybuny głównej. Na drugim skraju, w tradycyjnym miejscu, ulokowany był młyn Bohs, to tam zawsze siedzą ci najbardziej zagorzali. Podczas meczu wytworzył się nawet drugi młyn na trybunie, na której ja byłem. Doping naprawdę tego dnia był dobry, najlepszy jaki słyszałem na Dalymouth Park. Doping typowo wyspiarski, melodyjny i dużo klaskania. Bardzo mi sie podoba, coś czego w Polsce nie ma, czyli elementy spontanicznego chaosu, kiedy to kibice zachęcają drużynę go walki klaszcząc i krzycząc : " come on lads", "keep going" albo "carry on". Wygląda to wtedy jak młyn złożony z samych trenerów:).
Mecz bardzo zacięty wydawało się że awans jest coraz bliżej. Niestety w 85 minucie po głupim błędzie Salzburg zdobył bramkę. Szkoda wielka bo liczyłem na mecz z Dinamo Zagrzeb w następnym etapie. a tak niestety muszę obejść się smakiem.
Ogólnie mecz jednak muszę ocenić na duży plus, była dobra atmosfera i dobra gra, niech świadczy to o tym, że tym razem nie poszedłem po frytki.




Proszę zwrócić jak w kierunku cieszących się salzburczyków lecą "fucki" i butelki. Znaczy może butelek nie widać ale widziałem na żywo jak poleciały ( spokojnie tylko plastikowe).