
W niedzielę było „Biegnij Warszawo”. Czas jak zawsze, okolice 53 minut, chociaż gdyby nie sznurówka i czas poświęcony na jej wiązanie gdzieś na 7 km, byłoby lepiej. Ale to nie ma znaczenia, tak samo jak miejsce, które zająłem. Nie ma znaczenia żadne tam uczestnictwo, bycie w masie takich jak Ty i żadne dorabiane ideologie. Ważne jest to, że kilka razy brakowało mi sił, ważne jest to, że kilka razy chciałem się zatrzymać – „bo nie dam rady, bo zaraz padnę”. I za każdym razem pokazywałem sobie samemu soczystego wała. Pokonałem sam siebie. Szkoda, że w życiu poza ścieżką biegową, nie jest to takie proste :)