wtorek, 6 października 2009

Stało się.....

..... to czego się obawiałem. Znalazłem pracę. To tłumaczy moją jakże długa nieobecność. Tylko ogłosiłem, że być może jestem Żydem i proszę. Od razu dostałem pracę i to, jakże typowo dla moich domniemanych współplemieńców, w biżuterii. Jednakże sprawuję tam dosyć niską funkcję, to można wytłumaczyć wątpliwościami co do mojego pochodzenia. Nie ważne to jednak, gdyż ogólnie nie czuję się dobrze z tą pracą. Jednak fajniej było żyć ze zwrotu nadpłaconego ubezpieczenia społecznego ( niektórzy nazywają to zasiłkiem, ale ja zasiłku nie biorę) i być na luzie. Człowiek mógł sobie powyobrażać, że sprawuje ważne urzędy, snuć plany co do przyszłości. Bo życie człowieka na bezrobociu jest tak jak powiedział pewien przygłup jak pudełko czekoladek albo pół z jabolami w monopolowym. Człowiek nigdy nie wie na co trafi i liczy, że trafi na tą najlepszą pralinkę z najszlachetniejszej czekolady Linda z wyrafinowanym nadzieniem a już spełnieniem marzeń byłyby ręcznie robione belgijskie czekoladki. Życie daje nam jednak słodkość średnio-niskiej jakości. I tak też ja trafiłem, robię bo robię i nie wypada nie pracować w ogóle. Tak też ze szczytów marzeń o zaszczytach i awansach sturlałem się na nizinę rzeczywistości i pracy fizycznej.
Nie ważne to jednak, myślę że żadna pracy mnie by nie bawiła. Urodziłem się w złym czasie i miejscu, mój charakter najlepiej pasuje do próżniaczego życia arystokraty. Pojeść, popić, zabawić się, poudawać inteligentnego i czarującego. Konie, wernisaże, kwartety smyczkowe a czasami w przypływie sarmackiej fantazji jakieś szaleństwa.



tak mniej więcej wyglądałyby moje wypady na łono natury.
Z trzy kamienice w mieście, posiadłość ziemska, fundusze dobrze zainwestowane w porządnym banku, który wie jak traktować tak znamienitego klienta jak ja. Raz na miesiąc bym przychodził do banku oddając cylinder i laskę służącemu siadałbym w wygodnym fotelu i pytałbym się bankiera:
- jak tam interesy, panie Sztelbaum, idą po naszej myśli?
- ależ jak najbardziej, panie hrabio - odpowiedziałby lekko się kłaniając, w tym czasie służący podaje mi kieliszek koniaku i cygaro. bankier kontynuuje - w tym tygodniu, prawdopodobnie w środę, przypływa chińska herbata. Ładunek już w całości zamówiony, detaliści wpłacili zaliczki, to będzie czysty zysk. Poza tym przejmujemy drukarnie Rutowicza. Kontaktujemy się również z brazylijskimi partnerami w sprawie kauczuku. To będzie istna kopalnia złota.
- Wyśmienicie, mój drogi - odpowiedziałbym - w przyszłym miesiącu mnie nie będzie, najpierw bawię w Sankt Petersburgu, potem wypoczynek w Italii. Wszystkie sprawunki przekazuje mojemu zarządcy, panu Woźniewskiemu. Będzie się z panem kontaktował - dopijam koniak, wstaję z fotela a służący przynosi mi cylinder i laskę - żegnam pana i liczę na powodzenie naszych inwestycji.
- Do widzenia jaśnie hrabio. Życzę miłej podróży
- Acha jeszcze jedno. Jutro moja małżonka przyjeżdża na zakupy. Niech pan powie Mordechajowi, żeby przygotował 200 rubli w złocie. Jan jutro z rana je odbierze.
- oczywiście panie hrabio.



To tyle co bym musiał zajmować się przyziemnymi sprawami finansów. Niestety to już się pewnie nie wydarzy, ale cały czas chciałbym trochę więcej niezależności. Dlatego marudzę Sadatowi, żeby coś wymyślił i żebyśmy jakiś biznes otworzyli. Mi to nic do głowy nie przychodzi ale ogólnie czujemy to samo, że fajnie by było pracować dla siebie i być niezależnym. Żeby być wilkami wśród stada baranów i żebyśmy nie musieli znosić kierownictwa miernot i ludzi, którymi gardzimy. Może dzięki temu doczekam się prywatnej loży w operze.