niedziela, 18 października 2009

Odwracanie fatum ogonem

Piłkarska Polonia pokonała swoje fatum i w sobotę odniosła od dawna oczekiwane zwycięstwo. Wynik i rywal nie rzucają na kolana, ale zaprawdę, powiadam Wam – radość była wielka, a droga do niej dramatyczna. Ten mecz to była istna alegoria życia szarego człowieka. Mieliśmy wszystko. Szczęście, zwątpienie, widmo porażki i końcowy triumf nad złem.
Przez ponad 600 minut boiskowych harców na trawie, nasi kopacze nie byli w stanie zdobyć bramki. Ostatnie mecze były jednym wielkim wstydem. Dzisiaj strzelili „aż” dwie. Walczyli, przechwytywali, naciskali na rywala, atakowali. Jak zawsze, razili nieskutecznością, indolencją i dziecinną czasami niemocą. Pod koniec meczu, drużyna gości zdobywa gola kontaktowego i zaczynają się nerwy. Bo Polonia to Polonia, my zawsze przegrywamy, nawet takie mecze, które już praktycznie mamy w garści. No i klops!
90 minuta meczu i kontrowersyjny karny dla Odry. Trzy punkty mówią nam „papa bando frajerów” i zostawiają na posterunku swojego młodszego brata, w postaci remisu. Po trybunach przechodzi jedynie śmiech. Ten szybko przeradza się w złość. Spojrzenia wszystkich mówią jedno: przez chwilę zapomnieliśmy jaka fortuna jest nam pisana. My jesteśmy Polonia, dom wiecznej klęski. Tu jest tak zawsze, od zawsze i na zawsze. Los w postaci gamonia ubranego na żółto wskazał nam jedynie nasze miejsce w szeregu, które w euforii opuściliśmy na chwilę. I wtedy staje się CUD.

Sebastian Przyrowski broni jedenastkę i cały stadion może utonąć w szale radości. O tyle pięknej, że z jej smakiem wszyscy się przecież pożegnaliśmy. Ale dostaliśmy ją z powrotem. I jak to w życiu bywa, taka radość smakuje dużo lepiej. Przez chwilę żyliśmy w innym gorszym świecie. Ale wróciliśmy do rzeczywistości, a ta okazała się piękna i szczęśliwa. Doceniamy to wyjątkowo. Jeden głupi mecz, a ile życiowych mądrości, nie mam racji?
I ja stałem jak ten głupek podnosząc ręce w geście wiktorii, a w oczach miałem łzy. I myślę, że nie tylko ja, bo końcówka zaiste piękną była.
A więc Polonia Warszawa – Odra Wodzisław 2:1 i oby to był początek złotej jesieni Czarnych Koszul.

W ramach rozprawiania się z demonami przeszłości, nabyłem taki oto szalik jak ten poniżej. Nawiązanie do wydarzeń z Podgoricy jest oczywiste. Traktuje to jako zdobycie ich barw, wet za wet, kto ma wiedzieć ten wie i pozdro dla kumatych. To krok w kierunku nowego życia, w którym nie ma miejsca na traumy z przeszłości. Nawet takie zabawne i drobne jak ta z Czarnogóry.