środa, 7 października 2009

Dobry Żyd to śpiewający Żyd

Rzadko piszemy o muzyce. Ja o niej nie mam pojęcia, ale co jak co, redaktor Greg mógłby czasem obdarzyć nas wszystkich aktem łaski i napisać kilka słów częściej niż obecnie, bo się zna. W młodości przecież zarzygał niejeden koncert, pił z niejednym technicznym. To jego ciocia Wikipedia pyta najpierw o zdanie, gdy wpisujecie w gugla takie wyrażenia jak „skandynawski death metal”. Pamiętam, że miał nawet w domu gitarę. Grał na niej tylko jeden kawałek – „I’m your father Skywalker”. Dawno go nie słyszałem. Jak podrósł dużą gitarę zamienił na małe pałeczki do perkusji. Byłem na jego próbach i poza tym, że akurat od tamtej chwili moje życie stacza się ciągle w dół, uważam, że dużo więcej osób o mniejszym talencie od niego, robi w tej branży kariery i gra z sukcesami po wiejskich remizach.
Ja dzisiaj mam ochotę, a nawet obowiązek wspomnieć o jednym wykonawcy. Znam go oczywiście, bo o jego istnieniu powiedział mi redaktor Greg, inaczej ciągle słuchałbym jakiegoś gówna. Koleś jest Żydem. Już jest ciężko. Jest do tego chasydem. To zasadniczo grzebie szansę każdego ale raz na rok i kura pierdnie. Tak jest w tym przypadku. Matisyahu jest kim jest, robi z tego swój znak rozpoznawczy, ale jaki on ma kurwa talent!!!
Wiem jedno. Gdyby nie on i jego muzyka, dzisiaj miałbym totalnie przechujowy dzień. A tak jest po prostu chujowo, jak wczoraj, przedwczoraj etc. Sami posłuchajcie.




Żyd jak to żyd. Nawet go polubiłem, ale ani się zorientowałem a wyciągnął mi z kieszeni nieco pieniążków. Kupię jego płyty, w ramach podziękowania za wierne towarzyszenie mi w czasach udręki. Ale słuchać go będę nadal z pirackich mp3, bo tak wygodniej.