Gdybym się słuchał redaktora Grega, to już dawno temu wiedziałbym co to Turbonegro. A tak, poznałem ich dopiero chwilę temu i co tu Wam będę pierdolił, ta muzyka wgniotłaby mnie w fotel, gdybym takowy posiadał. To wszystko nazywa się chyba deathpunk, chłopcy są ze słonecznej Norwegii, śpiewają o miłości, pojednaniu między rasami i o tym, że jak coś masz w życiu to się z tego ciesz, bo jak to stracisz to będziesz żałował. Sceniczny wizerunek nieco mnie razi, bo nigdy nie lubiłem Kiss i podobnych klimatów, ale broni ich muzyka. Grają z niezłym czadem, pasją, czy jak tam to nazwać. Nawet nie wiedziałem, że z połączenia punku, metalu i glam rocka może powstać cokolwiek co ma ręce i nogi. Po raz kolejny powiem, że ja na muzyce się nie znam i nie umiem o niej opowiadać. Robię to tylko dlatego, że redaktora Grega obecnie bardziej interesuje cena srebra jubilerskiego w Mozambiku niż nasz blog. A czytelnicy męczą: napiszcie coś. Więc piszę. Mam nadzieję, że ta żydowska menda opanuje się w końcu i zrozumie co jest ważne w życiu i dlaczego właśnie Curva Mortale.
piątek, 16 października 2009
Turbonegro to miazga
Etykiety:
chce mi się spać,
death,
jesienna depresja,
muzyka na smutki,
punk,
turbonegro