czwartek, 15 października 2009

Kokomo

Ostatnio zrobiłem się bardzo refleksyjny. Wystarczy wysłać mi mejla o strasznym losie polskich rysi, by wzruszony sadat sięgnął do kieszeni i wspomógł akcję ich ratowania stosowną kwotą. Wystarczy żebym wpadł na chwilę w okolice UW, by po moich starczych policzkach spłynęły łzy wzruszenia za studenckim życiem co to ciągnęło mi się jak guma przecież przez długich siedem (sic!!!) lat. Obecnie jestem w stanie popłakać się nawet oglądając filmy z serii „Rocco invades...”.

W takich chwilach, człowiek zastanawia się nad życiem. Dzisiaj jedno ale celne wspomnienie. Jest rok 1988 albo i nawet 1987. Mały sadat siedzi obok taty na kanapie. Mamy kolorowy telewizor. Na nim oglądamy „ wzrockową listę przebojów „ Marka Niedźwiedzkiego. Naszą ulubioną piosenką jest Kokomo. Tata kiwał głową z zadowoleniem, ja też patrząc się na to co przewija się na ekranie. Wszystko nagrywane na video, było potem odtwarzane w nieskończoność.

Nie chodzi oczywiście o Toma Cruise’a ani tych podtatusiałych muzyków puszczających świńskie oczka do dziewcząt w wieku ich wnuczek. Chodzi o panie w bikini, szczególnie te biegnące po plaży. To pewnie śmieszne ale ten teledysk i te widoki, to jedno z bardzo mocnych wspomnień mojego dzieciństwa. I jak ktoś kto myśląc o wieku swojej niewinności ma przed oczami coś takiego, może wyrosnąć na normalną osobę? Nie może. Marek Niedźwiedzki zmarnował mi życie.
Więcej wspomnień z mojej przeszłości – w Waszej przyszłości.