niedziela, 25 października 2009

Wojak. Dobry jest

Z kronikarskiego obowiązku wypada jedynie odnotować, że wczoraj odbyła się polska walka stulecia. Nie będę się pastwił nad galą i jej wyglądem, wizualnie było w porządku, organizatorzy zrobili co mogli. Szkoda tylko, że polska publika jest jaka jest. Gala boksu zawodowego to dla mnie kwintesencja małomiasteczkowości, januszostwa, dorobkiewiczostwa i co tu będę owijał, wiochy po prostu. Ci wąsaci panowie z flagami, grube miśki „z miasta” z blondynkami u boku, ci nasi celebryci siedzący w pierwszych rzędach. Dobrze, że nie mam w TV fonii, bo Ibisz jako prowadzący był nie do zniesienia nawet w wersji niemej. No masakra. W jakim ja żyję kraju, zawsze wtedy pytam sam siebie. Odpowiedzi nie przytoczę, bo podpada pod kilka przepisów kodeksu karnego.

Gołota jak zawsze przegrał, w sumie to był smutny widok. Mimo, iż przez ostatnie ponad dziesięć lat, zdążył nas do niego przyzwyczaić. Już nie ta sylwetka, morda jeszcze bardziej tępa niż zawsze. Ze starego Andrzeja zostało jedynie strachliwe spojrzenie i to, że lubi sobie usiąść na podłodze ringu podczas walki.
Adamka, tępego górala nie lubię i generalnie mnie on głęboko jebie. Ale polskie januszostwo będzie miało kolejnego idola, bo przecież Małysz już się skończył, siatkarze grają chimerycznie, a na piłkarską kadrę jeżdżą chuligani.

Tak jak Gołotę pokonał Adamek, tak mnie wczoraj na deski rozłożył Wojak Mocny.

To dobry zawodnik, pojedynek trwał może dwie rundy, zanim się zorientowałem, wyprowadził taki cios, że się dopiero rano obudziłem. Polecam wszystkim miłośnikom niecodziennych smaków. To chyba jakaś starodawna receptura – rozpuść kostkę chmielu w tysiącu litrów wody i dolej tak ze sto litrów spirytusu. Albo dolej może dwieście. Całość zamieszaj i przelej do puszek Wojaka. W efekcie wali zapachowo procentami i procentowo po bani klepie konkretnie. Co kto tam lubi.


Co prawda, Wojak przeszedł od pory tej reklamy „rilącz”, ale to jedna z naszych ulubionych. Wspaniała historia. Montaż godny Rambo. Skomplikowana fabuła zmuszająca do zaangażowania w przewijające się dynamicznie sceny. Świetna gra aktorów. Przygoda, męstwo, przyjaźń. Tylko jakoś sensu w tym wszystkim zabrakło. Tak na oko, to chyba chłopacy biegną na PKS z Grójca do Warszawy. Pewnie jadą na mecz, albo na budowę wracają po weekendzie spędzonym w domu. Widać jak niełatwe jest życie na prowincji. Do dzisiaj mają tam niewypały z lat wojny, a do przystanku kawałek drogi. Tak nota bene, ja to bym zerwał znajomość z kimś kto by mnie Wojakiem poczęstował, ale w Grójcu widać, są inne standardy. No to na zdrowie.